dzis o 2 w nocy uslyszalam straszny huk... pomyslałam ze znowu ten rozrabiaka zwalil domek ze swojej pietrowej klatki... niestety gdy po paru sekundach uslyszalam cichutki pisk... odrazu zerwalam sie.. postawilam wzystkich na nogi... okazalo sie ze spadl z ostatniego pietra swojej klatki.... musial uderzyc glowa... bo po paru oddechach... jego klatka piersiowa przestala sie unosic... odszedl... skrecil sobie kark... to nie tak... to nie powinna byc taka smierc.... do tej pory jeszcze dojsc do siebie nie moge...
w zalaczniku pozostawiam zdjecie... jedyne pamiatki po nim...