Nie miał jeszcze dwóch lat.
Boje sie, że to moja wina. Zostawiłam go na tydzien pod opieka współlokatorki (dorosła, zaufana kobieta!). Wróciłam, a on nie żył...
Nie chce o tym mysleć, nie chcę się zastanawiac. Mam pewne podejrzenia, ale aż boję się, że... NIE! Nie chce o tym mówić, nie chce nawet mysleć!
Chyba nigdy nikomu moich maleństw nie zostawię!
Panikuje, wiem...
Widocznie tak miało być...
Kochany Simusiu, żegnaj...
Bądź szczęśliwy tam, gdzie jesteś!
Powodzenia w wędrówce po Tęczowym Moście!
Wybacz, jesli Cie zawiodłam, Skarbie Ty mój... :-(