Zawsze będę pamiętać...
Moderator: Junior Moderator
Zawsze b?d? pami?ta?...
Ponad miesiąc temu Stefcia przeżyła operację wycięcia dość dużego nowotworu. Była bardzo dzielna. Czas po zabiegu bardzo nas zbliżył do siebie, spędzałyśmy razem więcej czasu niż kiedykolwiek wcześniej. Była cudowna, zaczełam istnieć dla niej, a nie ona dla mnie...
Po jakimś czasie chciałam zapewnić jej towarzystwo, niestety pierwsze spotkanie zakończyło się fiaskiem i kilkoma rankami, z których później zrobiły się ropnie. Wet nie chciał podjąć się zabiegu oczyszczania, o ponownej narkozie nie było mowy. Smarowałyśmy się maściami i chodziłyśmy na zastrzyki. Nie powiem, żeby się polepszało... W czwartek, 12-tego zaczęła być jakaś nieswoja. W pustym pokoju zastałam ją najeżoną, jak do walki (?!). Pogłaskałam, ale widząc, że jest osłabiona nie chciałam jej wyciągać z klatki. Przemknęło mi przez myśl, że może jak się prześpi to będzie jej lepiej. Było już tylko gorzej. Następnego dnia rano zastałam ją z bardzo przyspieszonym oddechem i na wpół przymkniętymi oczami. Była bardzo słaba, poruszała się bardzo powoli. Poszłyśmy do weta, nie był pewien, co to może być. W trakcie dwugodzinnej obserwacji podał jej jakieś płyny i zastrzyk osłonowy. "Najprawdopodobniej nawrót nowotworu."
W sobotę, 14-stego, po przebudzeniu podeszłam do klatki. Leżała na samym środku, nie ruszała się, oddychała już coraz wolniej. Pogłaskałam, porozmawiałam do niej... poszłam się ubrać. Wróciłam po chwili, zaczęłam ją głaskać znów, a jej oddechy były coraz to rzadsze. Kilka ostatnich było połączonych z jakimś automatycznym uniesieniem głowy do góry. Zrozumiałam, że czekała by się ze mną pozegnać. Nie położyła się w jakimś zakamarku klatki (a jest ich mnóstwo), czy też w domku, tylko na środku, tak żebym na pewno ją zauważyła i się z nią pożegnała.
Jak już przestała oddychać wyciągnęłam jej ciałko, żeby móc ją jeszcze ostatni raz pogłaskać...
Mama odciągnęła mnie od martwej szurci prawie siłą, zrobiłam jej trumienkę z jej ulubionego balkoniku i dzisiaj została zakopana w zmarzniętej ziemi...
* * *
Zawsze będę o Tobie pamiętać Stefciu i zawsze będę Cię kochać, moje Maleństwo... [*] [*] [*]
* * *
Słyszałam, że wszystkie stworzenia Boże idą do nieba, cieszę się, że teraz będzie jej lepiej...
Po jakimś czasie chciałam zapewnić jej towarzystwo, niestety pierwsze spotkanie zakończyło się fiaskiem i kilkoma rankami, z których później zrobiły się ropnie. Wet nie chciał podjąć się zabiegu oczyszczania, o ponownej narkozie nie było mowy. Smarowałyśmy się maściami i chodziłyśmy na zastrzyki. Nie powiem, żeby się polepszało... W czwartek, 12-tego zaczęła być jakaś nieswoja. W pustym pokoju zastałam ją najeżoną, jak do walki (?!). Pogłaskałam, ale widząc, że jest osłabiona nie chciałam jej wyciągać z klatki. Przemknęło mi przez myśl, że może jak się prześpi to będzie jej lepiej. Było już tylko gorzej. Następnego dnia rano zastałam ją z bardzo przyspieszonym oddechem i na wpół przymkniętymi oczami. Była bardzo słaba, poruszała się bardzo powoli. Poszłyśmy do weta, nie był pewien, co to może być. W trakcie dwugodzinnej obserwacji podał jej jakieś płyny i zastrzyk osłonowy. "Najprawdopodobniej nawrót nowotworu."
W sobotę, 14-stego, po przebudzeniu podeszłam do klatki. Leżała na samym środku, nie ruszała się, oddychała już coraz wolniej. Pogłaskałam, porozmawiałam do niej... poszłam się ubrać. Wróciłam po chwili, zaczęłam ją głaskać znów, a jej oddechy były coraz to rzadsze. Kilka ostatnich było połączonych z jakimś automatycznym uniesieniem głowy do góry. Zrozumiałam, że czekała by się ze mną pozegnać. Nie położyła się w jakimś zakamarku klatki (a jest ich mnóstwo), czy też w domku, tylko na środku, tak żebym na pewno ją zauważyła i się z nią pożegnała.
Jak już przestała oddychać wyciągnęłam jej ciałko, żeby móc ją jeszcze ostatni raz pogłaskać...
Mama odciągnęła mnie od martwej szurci prawie siłą, zrobiłam jej trumienkę z jej ulubionego balkoniku i dzisiaj została zakopana w zmarzniętej ziemi...
* * *
Zawsze będę o Tobie pamiętać Stefciu i zawsze będę Cię kochać, moje Maleństwo... [*] [*] [*]
* * *
Słyszałam, że wszystkie stworzenia Boże idą do nieba, cieszę się, że teraz będzie jej lepiej...
za TM: Stefcia [*] 14.01.06, Tess - XI 05 - [*] 28.11.2006... zawsze będę o Was pamiętać..
Zawsze będę pamiętać...
wspolczuje :-(
['] dla Stefci
['] dla Stefci
Zawsze będę pamiętać...
Bardzo Ci współczuję, wczoraj również pożegnałam mojego maleńkiego przyjaciela :-(
Dla Stefci [*] [*] [*]
Dla Stefci [*] [*] [*]
Tymuś [*] czerwiec 2004 - 14.01.2006 [*],
Nickuś [*] luty 2006 - 05.07.2007 [*]
Hanusia - wciąż przy mnie
Nickuś [*] luty 2006 - 05.07.2007 [*]
Hanusia - wciąż przy mnie
Zawsze będę pamiętać...
Tak mi strasznie przykro. Trzymaj sie cieplutko ..
['][']['] Stefcia
['][']['] Stefcia
Aniołki: ['] Garek, Jeff(ka), Chrupek, Teodor, Kapunio, Freska, Żelka, Mufka, Bee-Bee, Kluska, Fryt, Keksik, Frocia, Imbirek, Pchełka, Klapuś [']
Zawsze będę pamiętać...
ehh... szkoda, że dopiero po stracie zauważa się, czym są dla nas te maleństwa :-(
za TM: Stefcia [*] 14.01.06, Tess - XI 05 - [*] 28.11.2006... zawsze będę o Was pamiętać..
Zawsze będę pamiętać...
buuu psykro mi
.... [*] dla Stefci ... teraz juz nic ja nie boli i bawi z wszytskimi szczurkami 


w MOIM Serduszku Na Zawsze :
Fufcia :* (14.09.2005- 12.01.2006)
Fufcia :* (14.09.2005- 12.01.2006)
Zawsze będę pamiętać...
['] dla Stefci 
