dzis bylismy u dr Bieleckiego, nawet nie dalo sie stwierdzic co Dantemu jest.. ale cierpial... i widac, ze gasnie... kazdy dotyk sprawial mu bol, badanie byloby dla niego meczarnia... a skoro nie bylo nadzieji, a smierc zbliza sie wielkimi krokami, nie chcialam by umieral powoli, by sie meczyl.
juz nie chcial by do leczyc. dzis pierwszy raz w calym swoim zyciu mnie ugryzl... jak robilsmy mu zastrzyk. zawsze byl kochanym pieszczochem i zawsze moglam z nim robi co tylko chcialam - kiedys mu nawet ropnia musialam wycisnac i nawet nie pisnal... ale teraz juz mial dosc...
pochowalismy go obok Osamy, niech spia razem spokojnie. ciezko bylo przestac go tulic, mial minke taka jaka zawsze robil kiedy mi zasypial na kolanach.. taki spokojny... w koncu bez odcisnieteg bolu na pyszku...
byl nasza Sniezynka... i tak go bedzie brakowac
jeszcze nie potrafie sobie wyobrazic naszego zycia bez niego...
![Obrazek](http://i21.photobucket.com/albums/b252/Lulu_666/sciury/dantejczyk3.jpg)