Spodziewałam się tego.
Od stycznie chorował ma zapalenie płuc.
W ostatnich dniach był na sterydach, bo antybiotyki już nie pomagały.
Dołączył się intensywny krwiomocz i mój kochany Boni zmarł.
Nie musiałam go usypiać, choć już podjęłam tą decyzję.
Bidulek przez ostatnie miesiące ciągle był na zastrzykach, ale był radosny. Posmutniał dopiero 4 dni przed śmiercią.
Był uratowany z laboratorium, po strasznych doświadczeniach, z małej ciasnej, brudnej klateczki...
U mnie spędził 10 miesięcy zaznając miłości i wolności (duża klatka, często 24 godziny luzem po całym mieszkaniu...).
Próbuję się cieszyć, że spędził te 10 miesięcy w dobrych warunkach, pod dobrą opieką, otoczony milością (ludzką i szczurzą).
Smutno mi jednak...
Będę za nim bardzo tęskniła.