Po krótce: w połowie maja moje panny zaczęły łysieć. Emi miała łysą plamę na pośladku (praktycznie cały pośladek łysy), Gabrysia łysiała na policzkach a po jakimś czasie obie jeszcze na boku dostały po jednym łysym placku. Żadnych innych objawów nie było. Może lekko wzmożone drapanie i troszke porfiryny na nosach od czasu do czasu.
Początkowo było podejrzenie o alergię albo przebiałczenie. Obie rzeczy zostały raczej wykluczone.
Grzyb? jakoś tak dziwnie bez żadnych mian na samej gołej już skórze.
Pozostały więc pasożyty wewnętrzne albo zerwnętrzne jakieś. Najpewniej obstawiany przez wetkę świeżb nie do końca mi pasował, bo nie było ani pół strupka czy ranki. Tak czy inaczej leczone były w tym kierunku. Dostały 3 zastrzyki z ivomektyny i kąpałam je chyba 4-5 razy w puralylu (chyba to był, bo smierdziało chemią).
Sytuacja została opanowana!!

I na tym mogłabym zakończyć ale....
Własnie wczoraj zauważyłam, że Emi znów łysieje!! Tym razem przednia łapka. Mam też wrażenie, że kolejne ognisko pojawia się na brzuszku. Zaczyna się wszystko od tak jakby przerzedzonej i "przystrzyżonej" sierści. Potem robi się łysinka.
Jak myślicie, CO TO MOŻE BYĆ? Czy obstawiać nadal pasożyty wewnętrzne i ponowić serię ivomektyny? Czy może założyć, że to był zbieg okoliczności, że wtedy "pomogła" i macie pomysł na coś innego?
No i upewnię się: Chociaż Gabi narazie nie łysieje ponownie, to leczyć je równocześnie, prawda? Ivomektyna dla obu jakby co?
Dzięki za potencjalną pomoc!!