
Kłopoty z gryzieniem zaczęły się od momentu jak podczas jednej z krótkich wycieczek Zuza wlazła pod szafe, a ja śpiesząc się do pracy chciałam ją stamtąd wyciągnąć na siłe( praktycznie nigdy tego nie robiłam-zawsze same wracały do klatki) no i mnie porządnie ugryzł i to dwa razy!
Od tamtej pory nie idzie jej pogłaskać przez pręty bo gryzie-tak do krwi. Po wsadzeniu ręki do klatki tez jej się zdażało gryżć. Mimo to starałam się przywrócić jej zaufanie do mnie i wsadzałam rękę do klatki by ją delikatnie pogłaskać, to najwyżej mnie delikatnie łapała zębami za palec(bo gryzła głównie mamę i siostrę). Głównie ja się nimi zajmuję-karmię, sprzątam itp. Więc może jakoś czuła władze czy co? Ale dziś podczas próby głaskania mnie chwyciła tak mocno za palec że się dosłownie na nim powiesiła i zrobiła w noim porządną dziurę.
A i dostały ostatnio nową wielką klatkę. Więc czy ma sens je rozdzielic i spróbować podawać Zuzi przez jakiś czas kropli na uspokojenie? I znów ją oswajać? Nie będą się czuć zbyt samotne?