No dobra, długo mnie nie było, sporo sie pozmieniało...
Jak zapewne większość osób wie Szlug(Poster) odszedł. Jak się okazało, na zapalenie płuc. Nie umiem do końca stwierdzić, czy weterynarz miał racje, bo nei znam się na chorobach, ale miał przy tym powiększoną wątrobę i coś z jelitami. Biedactwo okazał objawy dopiero w tym dniu, kiedy umarł
Po jego śmierci postanowiłam, że przygarnę z forum Chiciro (który od dziś jest u mnie i całkiem nieźle sie z moim dogaduje). Ale zanim to sie stało, był jeszcze jeden, ciekawy epizod...
Poszłam do zoologa koło mojego domu po pokarm. Tam zwierzątka są okazyjne, "jak ktoś przyniesie". No i akurat trafiłam na to że chwilkę temu przy mnie ktoś przywiózł cały miot czarnych kapturkow (max 3 tygodniowych). Wrzucili je do klatki ze sporym już samcem (byłam przy całym zdarzeniu). Samiec początkowo ignorował maluchy, ale po pewnym czasie jednego zaczął tarzać po ziemii. Ugryzł go gdzieś w okolicy karku i zostawił. Maluch leżał drący na boku. Ekspedientka była pewna, że nie przeżyje i chciała go wyrzucić, ale powiedziałam jej, że go wezme. Na początku było kiepsko, miał sparaliżowaną prawą połowe ciała. Nadzieje odzyskałam w momencie, kiedy zaczął normalnie jeść i pić

po dwóch dniach do zdrowia wróciła tylna łapka, a weterynarz stwierdził, że w przedniej jest to uszkodzenie (jeśli dobrze pamiętam) stawu barkowego i jakiś nerwów. No i że najprawdopodobniej władzy w niej już nie odzyska. Amputować nie można, bo jest naprawdę kruszyną i jest ryzyko, że sobie ją odgryzie. Ale radzi sobie bardzo dobrze

tylko chwilowo żyje w transporterku, bo boje sie go wsadzić do klatki, żeby przypadkiem nie próbował się wspinać (no i te dwa wielkoludy by go chyba zadeptały). Został przez moją mame nazwany Kacperek i jest małym królewiczem

Nie chce pić wody, upiera się przy herbatce. A najlepiej, to jak dostaje ją z paluszka

(chociaż widziałam, że wode z poidełka też pił, jak musiał
uff... ale sie rozpisałam...