Wspaniałej atmosfery w domu...
Odkąd wróciłam wszystko jest źle. Wszystko robie źle, wszystko co chce zrobić jest złe, wszystkie moje marzenia zostają rozdeptane 'w zarodku' a ja w ogóle jestem beznadziejna i głupia.
Babcia drażni mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Ja na prawde rozumiem, że jest chora, że ją boli, że ma tego dość, ale ja też mam dość ciągłego wysłuchiwania jaka to ona schorowana i że nikt jej nie rozumie, ciągłego płaczu.
Ojciec wydaje sie być jeszcze bardziej mrukliwy niż zwykle (ciężko mu sie przestawić na życie w rodzinie, 10 lat mieszkał sam), do tego jeszcze babcia, która też bardzo go drażni. Non stop udaje, że nie słyszy co sie do niego mówi. Próbuje być dla mnie miły, zagadywać, itp, ale marnie mu idzie, mi z resztą też.
Mum traktuje mnie jak wyrzutka i nie mam pojęcia dlaczego. Już od chwili powrotu wysłuchiwałam, że mam sie zabrać do nauki, że tylko siedze przy komputerze, że nic nie robie. A najlepsze jest to, że nawet jeśli zaczne sie uczyć, słysze, że mam iść sprzątać/na zakupy/z psami. A później pretensje, że cały dzień sie obijam
Wkurza mnie też ciągłe: musisz to, masz zrobić tamto.
Ja nic do cholery nie musze! Nawet jeśli chce coś zrobić, coś zmienić a po 10 razy dziennie słysze, że MUSZE to zrobić, to mi sie tego zwyczajnie odechciewa.
Mam straszny humor od powrotu, a rodzinka tylko to pogłębia.
Wiem, strasznie marudze.