Solisia, Solinka, Solisieńka, Soliś.
Moje Słoneczko, moja Pierwsza, Ta, od której wszystko się zaczęło, Ta, która odmieniła moje życie.
Napisałam to jeszcze gdy żyła. Może to dziwne, ale po prostu wiedziałam, że gdy odejdzie nie będę w stanie napisać nic sensownego. A przecież Ona musi mieć godne pożegnanie.
Jak dziś pamiętam dzień, w którym przyniosłam agutkową, przerażoną kuleczke
do domu. 3 lipiec 2006r. Kuleczka szybko rosła ale długo była sama. Pierwszą koleżankę
dostała dopiero 30 września. Była taka szczęśliwa
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
Później pojawiła się druga i trzecia i kolejne koleżanki. Dla każdej nowej szczurzycy Solisia była wzorem, wspaniałą alfą i opiekunką. Nigdy nie okazała żadnemu szczurowi, że jest ważniejsza, nigdy żadnego nie zbiła, nie ugryzła. Dostojna, poważna i spokojna. Taka prawdziwa szczurza dama.
Ostatnim szczurem, jakiego przyjęła do stada, była Milka. Solisia miała wtedy ok. 2 lata, traciła siłe, zaczynała chorować. Milka przejęła przywództwo, choć nie było łatwo.
Gdy skończyła 2 lata, zauważyłam pierwszego guzka i zapadła decyzja o tym, że nie będziemy operować, bo Słonko pewnie nie przeżyje. Teraz ciężko mi w ogóle myśleć o tym, że tak bardzo Jej nie doceniałam! Guz rósł, pojawiły się 3 kolejne. I tak sobie rosły, z 4 zrobiły się 3 po zrośnięciu się dwóch z nich. Osiągnęły naprawdę wielkie rozmiary. Nie mogąc podjąć decyzji o uśpieniu Jej, zdecydowałam się operować. I tak 4 listopada 2008r Solisia wraz z dwoma koleżankami przeszła operacje wycięcia guzów, ważących 1/3 jej masy. Wybudzała się długo, ale cały czas była stabilna, podczas gdy jedna z koleżanek, młodsza i w lepszym stanie, umarła w kilka godzin po operacji. Solisia żyła i przeżywała drugą młodość choć wyglądała, delikatnie mówiąc, strasznie! Po operacji łapki nie wróciły do stanu sprzed operacji, Soliś człapała i wolniej się poruszała. W 3 miesiące po operacji pojawił się nowy guzek. Bałam się, że przez niego będę musiała Ją uśpić.
Ale Ona zdecydowała inaczej. 10 marca gwałtownie osłabła, prawie się nie ruszała, pełzała tylko po klatce nie mogąc podnieść główki. Cały czas zastanawiałam się, czy powinnam Ją uśpić, czy pozwolić umrzeć samej, w domu. Przecież nie cierpiała…
16 marca jej stan gwałtownie sie pogorszył, przestała jeść. Jeszcze po 23 byłyśmy u niej. Dzisiaj rano już nie żyła.
Nigdy tak naprawdę nie dała się oswoić, zawsze była największą indywidualnością, nie reagowała na imię, wołana nie przychodziła, nie lubiła kontaktu z ludźmi. I chyba za to Ją kochałam i kocham nadal.
Dziękuje Słoneczko za wszystko. To dzięki Tobie mam szczury, odmieniłaś moje życie i choć żyłaś obok mnie a nie ze mną, cały czas byłaś.
![Obrazek](http://images44.fotosik.pl/82/f0284504f781d9e3m.jpg)