Dziękuję Wam bardzo za miłe słowa.. Wspomnienia szybko się ulatniają. Postanowiłam, więc, że póki pamiętam, warto to uwiecznić.
A tak przy okazji.. Dzisiaj przeglądałam stare smsy.. I chciałam Ci odmienna podziękować za wsparcie, podczas kiedy internetu było brak, i nie miał kto mnie podnieść na duchu, Dziękuję Ci bardzo, jesteś wspaniała..
A dzisiaj o Tajdze, bo dzisiaj pamiętam wyraźnie. A jutro mogę jak przez mgłę.
_______________________
Jak jeszcze działał mi sps, zobaczyłam ogłoszenie o wacikach z Warszawy. Myślałam sobie 'wacik? FUJ! Jednak jakaś siła wyższa pchnęła mnie, ku owemu ogłoszeniu. I wpadłam jak śliwka w kompot. Razem z czarnym kapturkiem i agutem, na pierwszym miejscu stanęły teraz labinoski..
I tak dogadany transport, oferowany przez limbę, na trasie Warszawa-Kraków, oczywiście nie mógł przebiec bez kłopotów. Tata mnie troszkę wystawił, i musiałam prosić koleżankę siostry o odebranie ogonka z dworca. Tajgusia została ochrzczona i dostała drugie imię: Kawa, bo tak nazywana była kol. siostry..






Tajgula natychmiastowo zdobyła serca domowników, jak i stada. Od razu zauważyłam, że przymila się do Aluzyjozy

. W końcu nachalność zaowocowała prawdziwą przyjaźnią. Zawsze razem, wszędzie razem..
Tajga chętnie pozowała, w bardzo różnych i śmiesznych pozach. Jednak tylko raz udało mi się ją uchwycić w ciekawej pozycji
Oczywiście, jak to ze szczurami, które nie miały mnie głęboko w dupkach, musiało się coś stać. I się stało...
Uważam, że to moja wina. Nie dopilnowałam tego.
17 sierpnia pogorszyło się. Tragicznie. Przyszła do mnie kuzynka. Postanowiłyśmy pojechać na 7.00. W nocy nie spałam. Chmurka była ze mną i ze stadem. Noc przebiegała nieubłaganie szybko. To był zły znak. Jednak nadzieja nas nie opuszczała. W nocy, mimo klejących się oczu, które same się zamykały.. byłam z nią. Byłam i nie opuszczałam. o 6:45, kiedy wsiadałam do auta, z 'zapakowaną' Tajgą, zaczęło się. Pycholek przymknął oczy. Popatrzył na mnie z żalem, jakby nutką radości. Nie trwało to długo. Odeszła. Mój pierwszy szczur który odszedł. Jeszcze 15 minut tuliłam do serca Tajgulę, płakałam. Nie wierzyłam. Może nie chciałam uwierzyć. Chciałam się obudzić, przebudzić, wybudzić, to nie mogło być prawdą. Bo ileż ona ze mną była? Nawet nie trwało to miesiąca. Parę tygodni.. I ileż mam wesołych wspomnień? 1,5 tygodnia wesołych wspomnień. Drugie 1,5 bolesnych, smutnych i beznadziejnych..
Chmurka 18.07.2008 wróciła na swoje miejsce.
Mój wacik z rubinami, albo raczej truskawkami, odszedł. Odfrunął sobie do nieba, i osiadł gdzieś niedaleko słońca.
Dzisiaj mało, bo o Tajdze wiele pisać nie potrafię. Początkiem też nie potrafiłam.