nareszcie sie pochwale... w niedziele (12 wrzesnia) pojechalam do warszawy i przywiozlam do domu mamusie slawnego justina-biszkopta i iwa - patrycje...
hmm... coz moge o niej powiedziec... przede wszystkim jest sliczna...

jest kolorku aguti, w rudawym odcieniu... caly brzuszek i lapki ma biale... ma mieciusienkie futerko i jest troszke wieksza od mef... na razie nie mialam z nia absolutnie zadnych problemow... dzielnie spedzila kilka godzin pod moja bluza lub za koszula mojego mezczyzny (tam chyba bardziej jej sie podobalo

) podczas spaceru po warszawie, pozniej dwie godziny przesiedziala ze mna w pks'ie... jest ciekawska i odwazna... smialo zwiedza moja kanape i najblizsze jej okolice (na dalsze wycieczki jej nie pozwalam), bez zadnych problemow pozwala brac sie na rece... poki co nie zauwazylam w niej nawet sladu agresji... w kontaktach ze mna jest lagodna, choc bardziej zainteresowana otoczeniem, niz mna sama...
milo zaskoczyla mnie reakcja mef... na razie trzy razy puszczalam je razem i najwyrazniej przypadly sobie do gustu od pierwszego wejrzenia...

kidusia troche bardziej sie zloscila, ale teraz tez chetnie przychodzi do patrycji w odwiedziny... eszwa to chodzacy aniol, wiec z nia oczywiscie zadnego problemu nie bylo... diabelek troche jeszcze futka i jezy futerko, ale nie jest agresywny - wyglada na to, ze chce tylko podkreslic swoja pozycje... tylko dotka jeszcze sie awanturuje, jednak i z nia powinno byc niedlugo lepiej...
ale sie ciesze, ze mala jest juz u mnie...
