U nas po staremu.
W sobotę poizolowaliśmy wreszcie kable pod lodówką... nie spodziewaliśmy się, że będą AŻ TAK pogryzione... Zawiesiliśmy je wyżej, teraz kąt przy lodówce już nie jest zasłaniany, co skrzętnie wykorzystuje Neska, która wspina się po cienkich rurkach od CO aż pod sufit. Po drodze robi przystanek i zwiedza szczyty na kuchennych szafkach. Mokka i Frappe nie idą w jej ślady, chyba sobie uświadomiły moje ciotki, że jak dupka przekracza określony rozmiar, to bardzo ciężko jest pokonać ściągającą w dół grawitację...
W dalszym ciągu zabieram dziewuchy na strych, co prawda z duszą na ramieniu, bo cały czas wyobrażam sobie, co powiem, jak z buszującymi szczurami nakryje mnie tam sąsiadka... Ale baby moje mają taką frajdę, i tak się zawsze wybiegają, że już macham na to wszystko ręką

Poza tym tam NAPRAWDĘ nikt nie przychodzi, ale wiadomo, jak to mówią - na złodzieju czapka gore...
Mokka z Frappą zaanektowały dla siebie jedną półkę w łazience. Niestety musiałam się z niej wyprowadzić, kosmetyków i tak nie mogę tam trzymać, bo opakowanie jest natychmiast przegryzane. Do niedawna leżały tam tylko babskie gadżety typu podpaski, wkładki itp. ale kobiety moje szczurze zainteresowały się i tym. Okazało się, że podpaski po wywleczeniu z opakowania można fajnie spersonalizować, nadgryzając tu i ówdzie, następnie porządnie obsikać (
To moje!) i się na nich wygodnie położyć. Oraz schować pod nimi pogniecioną sałatę, która niestety szybko się zepsuła w wilgotnej i gorącej atmosferze...(wczoraj się kąpałam i nagle uświadomiłam sobie, że w naszej łazience coś ewidentnie ŚMIERDZI i, bingo!, to była sałata zawleczona do łazienki przez Mokkę jeszcze w piątkowy wieczór).
Poza tym panienki pokichują, Frappa przez jeden dzień aż gruchała, więc co wieczór dostają na biszkopcikowych przysmakach po kropelce Echinacei i już prawie ok
