Dzisiaj rano musiałam uspic swojego Maniusia... Niestety to była koniecznosc... Miał nie dowład tylnich łapek, krew z nosa i buzi, brak apetytu, lezał i nic nie robił. Dzisiaj w nocy i nad ranem miał ciezkie ataki padaczki. Nie chciałam by sie dalej meczył. Strasznie ciezka była to dla mnie decyzja ale tak bylo dla niego lepiej ehh Manius miał 4,5roku. Niesamowity szczurek, miał trałme z dziecinstwa a mianowicie został pokarmem dla węza, naszczescie waz nie miał ochoty i tylko odgryzł mu 1/4 ogonka. Pisze naszczescie bo mogło byc o wiele gorzej. Dostałam go od znajomego... Bardzo niesforny, nie grzeczny ale i kochany. Nie udało mi sie go oswoic na tyle by mogł kto inny go wziac na ręce. Ja tylko moglam mu dawac jesc, bawic sie z nim itp. Innych najzwyczajniej gryzł. Manius jak był młody wycwanił sie . W nocy jak spałam otwierał sobie klatke i buszował po mieszkaniu... A ja potem za nim latałam i probowałam złapac (był niesamowicie zwinny i szybki) Cięzko mi sie to pisze wszystko... Ale ciesze sie ze juz lata sobie gdzies z innymi ogonkami. Jade nie długo na dzialke pochowac go. Bedzie lezał obok swoich ogoniastych kolezanek. Z jedna nawet miał mały romans... W tyg jade po szczurzyczke... Nie moge zyc bez tych małych smrodków... Niby mineło kilka godzin a ja juz nie moge wytrzymac tej ciszy, tego braku latania po klatce, trzeszczenia ząbkami podczas szamki... Masakra...
Biedaczek
Naprawdę, pięknego wieku dożył.
Wiem co czujesz (jak wiesz, też straciłam zwierzaczka).
Trzeba się pocieszać tylko tym, że Mańkowi teraz jest dobrze tam, gdzie jest, je tyle dropsów ile zechce
[*] Maniek