Dzisiejszy dzień utwierdził mnie w przekonaniu, że chłopcy stracą jajka. Wszyscy, bez wyjątku.
Abaj to szkielecik. Bał sie jeść przy Kropku. Kropek zrobił sie straszny nawet wobec ludzi.
A Amaj. Przez Amaja mi teraz smutno

Amaj był przestraszony, chociaż troche nabuzowany. Wzięłam go na ręce i zaczęłam miziać. Nigdy nie miał wobec mnie złych zamiarów nawet jak był wściekły. Wszystko było ok, zaczynał sie roznaleśniczać i w tym momencie mama wzięła na ręce Abaja i przeszła koło nas, niosąc go do klatki. A w Amaja wstąpił diabeł! Dziabnął mnie najpierw w prawą dłoń, lekko ale do krwi, a później wgryzł mi sie w palca lewej ręki. Aż zgrzytnęło. Dogryzł sie do kości trafiając przy okazji na żyłe. Nigdy żaden szczur tak mnie nie ugryzł, bo w sumie mi nigdy żadne ugryzienia nie puchną, jestem odporna na ból... Palec mam opuchnięty i siny, krew lała sie jak z kranu, nie moge go zginać. Boli przeokropnie, taki pulsujący i rwący ból

Nie jestem na niego zła. Jest mi po prostu przykro, że mój misiaczek tak mnie załatwił
