Chyba faktycznie chodziło im o tę wannę...
Poszłam sobie wczoraj poczytać do kąpieli i poprosiłam panienki o dotrzymanie mi towarzystwa w łazience. Jak tylko dziewuszki wyczuły , że nie wsadzę żadnej z nich do wanny , nabrały śmiałości i rozpoczęły rekonesans , a że zapomniałam odciąć dostęp do zaplecza pralki , oczywiście Dżuma zaraz się tam wpakowała i musiałam wyleźć z wody , żeby naprawić niedopatrzenie. Jak tylko mokra stanęłam na kafelkach , Czarnulka postanowiła zmierzyć , czy od wczoraj aby nie urosłam , i była wielce zaintrygowana , że moja skóra dziwnie się zmieniła. Z wrodzonej ostrożności odłożyła pomiary na czas nieokreślony i odeszła na bok wysuszyć łapki , jej siostra zaś – tak jak przedtem robiła wszystko , żeby z wanny wyskoczyć – teraz najwyraźniej usiłowała na nią wskoczyć. Uzyskawszy moją pomoc , przeszła z brzegu wanny na kosz z brudami , dopadła dżinsów wiszących na wieszaku w towarzystwie szlafroka i ani się nie obejrzałam , już miałam szczura wędrującego po suszarce na ręczniki , szeroko niczym marynarz – lewe łapki po lewym pręcie , prawe po prawym . W jej ślady poszła też Czarnulka , ale ograniczyła się tylko do wspinaczki po szlafroku i zjazdów głową w dół na kosz , by następnie lec na położonym tam dla nich ręczniku i pozwalać się głaskać , zgrzytając przy tym ząbkami i wybałuszając rytmicznie ciemne jak węgiel patrzałki.
Tymczasem Dżuma nie wiedzieć kiedy przez nacięcie w opakowaniu wlazła do torby ze żwirkiem i chrobotała niemiłosiernie – co jakiś czas wystawiała łepek przez otwór i wyglądało to naprawdę pociesznie . Bezskutecznie , za to z nieukrywaną złością , poszarpała się z zaporą przy pralce , potem zaś niefrasobliwie wskoczyła na sedes a stamtąd na krawędź wanny , żeby móc – jak ostatnio – pomknąć wzdłuż ściany.
Użyłam czasu niedokonanego , bo tak jak ostatnio nie było - Dżuma pośliznęła się na kropelce wody i po wykręceniu w powietrzu efektownej śrubki wpadła do kąpieli dolną połową swego powabnego ciałka . Przed całkowitym zamoczeniem uratowały ją czujne ręce pani , która wyjęła zaskoczoną szczurę z kąpieli i odstawiła na bok. Większego uszczerbku psychicznego raczej nie doznała , może poza skonstatowaniem , że woda okazała się cieplejsza niż w ich własnym baseniku.
Dla wyrównania różnic wygłaskałam mokrymi rękami Czarnulkę i obie przez dłuższy czas były zajęte futerkami oraz wzajemnym iskaniem , a posmyrana przeze mnie Dżuma również pięknie zapulsowała oczkami. Po jakimś czasie same nabrały ochoty na wędrowanie krawędzią wanny i nawet przechodziły po mnie na drugi brzeg na skróty.
Opowiadanie udało mi się dokończyć dopiero kiedy uprzejmie acz stanowczo pożegnałam obie dziewczynki. Żałuję bardzo , że nie wzięłam aparatu , bo mogłyby być z tego niezłe fotopamiątki…
Wrzucam więc parę innych zdjęć , choć niestety z innej beczki.
