W dzień kiedy zostało postanowione, że zmieniamy taktykę oswajania na, jak to ujęła Akka, „osaczanie człowiekiem”, Baruch zaczął sam wychodzić z klatki. Intuicja ? Początek zaufania ?
Jest wciąż bardziej ostrożny i niepewny niż Ulrika, ale z każde kolejne ranne czy wieczorne wyjście jest postępem w stosunku do poprzedniego. A skoro tak, niech wszystko idzie swoim rytmem. Poza hamakiem uchyla się przed ręką i zdarza mu się szczerzyć zęby w moim kierunku, ale coraz rzadzej i bardziej pro forma niż żeby ugryźć.
Przede wszystkim zanika w nim strach, a na to było najtrudniej patrzyć.
Ulrika - mały szczygiełek, wesoły i niesyty wrażeń - o nią się już nie martwię

.
Przez ostatnie dni usiłowałam nadążyć za poczynaniami 6 szczurów, które były jak cząsteczki w procesie wrzenia, każda w innym mierunku opętańczo dążąca do osiągnięcia własnych celów :
Michu – dostania się do albinosów,
Dżuma – przekopania ziemi w doniczkach,
Pistol – sprawdzenia co Misia tak absorbuje na komodzie, a potem również – dobrania się do albinosów,
Herman – sprawdzenia co się dzieje na komodzie, na regale, na parapecie, poza pokojem, w doniczkach, na komodzie, na regale, poza pokojem .... Wszędzie tam gdzie go jeszcze przed chwilą nie było.
I jeszcze jeden
I jeszcze raz !
Ulrika zawłaszczyła sobie komodę i z coraz większą determinacją spoziera na okoliczne włości.
Baruch, jak była mowa, zaczął opuszczać klatkę. Jego krok najmniejszy, ale najwięcej cieszy

.
Z przykrością wyznaję, że mimo starań nie zawsze udawało mi się za bandą nadążyć, stąd niektóre z przedsięwzięć jej członków miały różny finał:
Michu kilkukrotnie zdobył klatkę albinosów,
Dżuma zadżumił kolejnego skrzydłokwiata,
Herman nabawił się kontuzji kończyny,
a Ulrika spadła z komody prosto w kłębowisko szczupaków
Udało mi się ją szybko odłowić dzięki osłupieniu wszystkich obecnych i uff - nic się nie stało.
Bilans – poszkodowanych dwóch – Herman i kwiat.
W efekcie w pokoju są obecnie 4 klatki – szczupacza, trzcinkowa, chorobówka w której siedzi kulawy Herman (czub ledwo stąpa na nogę, ale pozostałe 3 kończyny go jeszcze noszą, kiedy raczył to w końcu spostrzec, postanowił ... podwoić wysiłki dostania się na komodę, wspięcia na regał, wymanewrowania z pokoju, udowodnienia Dżumie, kto rządzi, wymanewrowania z pokoju; a że boli i dyszy – phiii ) i ...klatka zapoznawcza.
Do zapoznawczej klatki trafili w sobotę wieczorem Misiu i Dżuma. Herman miał iść, ale siedział już wtedy w izolatce. Jeśli chodzi o Pistola, zbiła mnie z tropu jego reakcja na olejek migdałowy, którym zostały pomazane wszystkie karki przed spotkaniem – Pistol zaczął się rzucać i gryźć materię na ślepo – tapczan, poduszki, spodnie aż do skóry, potem prychał na potęgę i nie dawał się dotknąć
Tak więc na pierwszy rzut poszli niepozorny acz przesławny pogromca obcych Michu i przesławnie pokręcony dzik Dżuma.
W pamięci miałam jeszcze mało przyjazne powitanie jakie Michu zgotował dwóm poprzednim maluchom. Także żelazna konsekwencja z jaką ponawiał próby dostania się do obecnych trzcinek (nigdy nie widziałam Misia w takiej kondycji) nie wróżyła dobrze.
Ze strony Dżuma nie wiedziałam czego się spodziewać, on najmniej dotąd przejawiał zainteresowania obecnością nowych, wspinanie się po nogawce, kiedy stałam przy komodzie było po prostu wspinaniem się po nogawce, bez podtekstów. Przy łączeniu także na jego obojętność raczej liczyłam.
No i się przeliczyłam, Dżum z miejsca spanikował, poleciało futerko Ulriki. Podmieniłam Dżuma na Pistola, któremu migdałowy wstręt zdążył przejść. Po ataku Dżuma trzcinki skamieniały, Baruch płasko przy ziemi, Ulrika w półgeście, z uniesioną nóżką. Bez drgnienia dały się obwąchać Misiowi i Pistolowi. Po tym ci ostatni przeszukiwali klatkę w poszukiwaniu wyjścia; wobec fiaska tego przedsięwzięcia, usiedli w kącie, trzcinki ostrożnie się do nich podkradły i tak wtuleni siedzieli dalej razem.
Ulrika po pewnym czasie zaczęła nieco nieroztropnie skakać na plecy Misia i została za to zrugana, ale poza tym żadnych przykrych incydentów.
Wczorajszego wieczora było podobnie, a nawet lepiej. Baruch miał rujkę, więc nawet to co było zamierzone jako kuksańce odebrał w pochlebniejszy dla siebie sposób

.
Brak mi jeszcze Hermana w tym jasnym zbiorowisku, przy poprzednich łączeniach nie dość, że sam nie stwarzał problemów, to jeszcze katalizował emocje innych. Jego akceptacja trzcinek stanowiłaby sygnał dla Dżumy, że trzeba dać im szansę.
Jednak noga ważniejsza. Niechże moje czarne słońce szybko dobrzeje.