Denewa będzie i Pistol, i jujki też - obowiązkowo, tylko do nich muszę zgromadzić więcej materiału
Unipax, miłe to co piszesz, choć czasami mam wątpliwości, jak któryś smęci (Herman szczególnie lub Dżum) to mi się wydaje, że im się nudzi, że wcale nie są takie szczęśliwe. Te szczurze naleśniczki na przykład, które tak się wszystkim podobają, mnie - tak sobie, melancholia na wybiegu jest niepokojąca. Ale dziękuję
Baruch w sobotę skończył antybiotyk, było dobrze. W niedzielę wieczorem rozgruchał się z powrotem. W poniedziałek mieliśmy iść do wetki w mieście na kontrolę i po coś dla Ulriki, której betaglukan, najwyraźniej nie pomógł bo psikała coraz bardziej.
Ale w tej sytuacji, kiedy szczury miesiąc po skończonej kuracji antybiotykowej mają nawrót i okazuje się, ze ten sam lek działa tylko dopóty, dopóki jest podawany, postanowiłam iść za radą wyczytaną na forum i zrobić rentgen. Normalnie jechalibyśmy do dra Czerwińskiego, ale on ma aparaturę w Komornikach, gdzie bywa dopiero wieczorem, nie dałoby rady wrócić przed nocą.
Padło więc na chwaloną klinikę w Pile, gdzie też jest „pan od gryzoni” (choć o nim samym internet milczy). Byliśmy wczoraj. Totalna pomyłka

. Która to już ?
Zdjęcia nie zrobili, bo nie byli pewni bezpiecznej dawki promieniowania dla szczurów. Skoro tak, stało się dla mnie jasne, że nikt tam nie praktykuje robienia zdjęć przy diagnostyce małych zwierząt, a co za tym idzie nawet gdybym się na nie uparła, a ono jakimś cudem się udało, nie wiedzieliby co z nim począć, jak odczytać, więc to było bez sensu.
Osłuchali Ulrikę, wychwycili jakieś świsty, ale gdzie konkretnie - nie udało mi się z nich wydobyć. Barucha osłuchać się nie kwapili ("na pewno ma to samo"), kiedy nalegałam, przyjrzeli mu się także, ale stetoskop nawet się do niego nie zbliżył. Panią doktor zaintrygowały dźwięki jakie Baruch wydaje, ale osłuchiwała go tylko uchem. Właściwy pan od gryzoni (żadnego ze szczurów nie miał ani przez chwilę w ręce, wertował tylko książkę szukając leku, który dałoby się zastosować u 200 gramowego zwierzaka) zidentyfikował te dźwięki jako zgrzytanie zębami i skojarzyło mu się to z pasożytami. Przez chwilę forsował pomysł odrobaczenia Barucha, co przyjęłam bardzo sceptycznie i dopiero jego koleżanka, która przynajmniej miała zwierzaka w ręku, oświadczyła, że dźwięki "raczej" pochodzą z nosa. Wtedy dał spkój z teorią o pasożytach.
(W pierwszej chwili wydało mi się to absurdem, w domu doczytałam, że zgrzytanie zdarza się u ludzi odczas snu i rzeczywiście wskazuje to na obecność pasożytów, ale w związku z Baruchem to się kupy nie trzyma, raz, że on nie zgrzyta zębami, dwa - dzwięki wydaje tylko on, trzy - chore są tylko jujki, więc owszem, najprawdopodobniej przyczyna jest wspólna, różne jedynie objawy lub zaawansowanie, a przecież objawy Ulriki i wcześniejsze Barucha wskazują jednoznacznie na układ oddechowy)
Prosiłam o leki z tabeli, bezpieczne dla szczurów. Pan od gryzoni stwierdził, że tylozyna wcale nie jest na sprawy oddechowe, rozważał kilka innych możliwości, przy każdym narzekając, że będzie masakrycznie trudno wydzielić odpowiednio małą dawkę, i w końcu dobrał "coś lepszego" niż doxycyklina (którą też sugerowałam) – jakiś obcobrzmiący lek.
Wiem, w tym momencie powinnam upierać się przy swoim i wyekzekwować sprawdzone leki albo podziękować, wyjść i nie wracać. Ale desperacko nie chciałam zostać na noc z pusymi rękami, stan szczurów aż prosił się o działanie, jakiekolwiek. Na injekcje na miejscu się nie zgodziłam, widząc jaka jest wiedza o szczurach tego pana i nie mogąc sprawdzić leku przed podaniem. Stanęło więc tych tabletkach i witaminach (bo "beta-glukan, owszem, ale witaminy też są konieczne").
W domu, przyjrzałam się dokładnie tym specyfikom, zapuściłam net. O antybiotyku nie wspomina się na żadnym ze szczurzych for a okazał się lekiem dla psów podawanym na infekcje dróg moczowych i problemy skórne ...
Nie podałam oczywiście. Dostali oboje paracetamol dla dzieci plus Ulrika enroxil, którego wcześniej nie chciałam u niej rozpoczynać, skoro miałam nadzieję na nowe skuteczniejsze leki, ale dałam żeby choćby coś zrobić.
Dziś mieliśmy być w Poznaniu, ale dr Czerwiński był na wyjeździe. Będziemy jutro.
Tyle straconego czasu ! Niepotrzebne ciąganie jujek po pseudowetach !
Przyznaję, chciałam przy okazji sprawdzić tę klinikę. Gdyby okazała się dobra, byłoby o wiele bliżej niż do Poznania, mniej stresująco dla szczurów (krótsza podróż, mniej męcząca, mniejsze ryzyko zawiania gdzieś po drodze) i łatwiej dla mnie (nie musiałabym brać urlopu, żeby jeździć na konsultacje). Teraz już żadnych złudzeń.
I zła jestem na siebie, że po raz kolejny dałam sobie wcisnąć zupełnie bezużyteczne medykamenty
A z coraz większym niepokojem czytam o coraz częstszych i cięższych problemach z układem oddechowym innych albinosów. I porównuję ze swoimi.
To co wydobywa się z Barucha jest niesłychane. Herman-gadacz nigdy ani w połowie tak nie gulgotał.
Dźwięki są pomiędzy gruchaniem gołębia (bardziej suche kiedy biega) a bulgotaniem zupy gotującej się pod pokrywą (mokre, gęste, kiedy jest w spoczynku) . W tej chwili właściwie non stop (od soboty nie jest na lekach), milknie kiedy śpi lub pozostaje nieruchomy. Tej nocy umilkł dopiero nad ranem...
Przy pierwszym osłuchu ponad tydzień temu, jeśli wierzyć tutejszej wetce, w płucach nic się nie działo, wczoraj tak naprawdę nie został osłuchany. Boję się czy to coś nie zeszło głębiej w układ oddechowy, czy właśnie nie schodzi

.
W tym wszystkim, paradoksalnie, jujki są jednocześnie powodem niepokoju ale też największym pocieszeniem.
Kiedy się na nie patrzy takie rozbiegane, pogrywające sobie po kolei z każdym szczupakiem który się nawinie, pełne życia to ten widok uspokaja. Widok jest dobry, to fonia przeraża.