
Historia szczurka jest dość nietypowa. Trafił do mnie całkiem przypadkowo w pewną czerwcową sobotę. Był środek nocy, wracałam właśnie autobusem ze spotkania ze znajomymi, kiedy poczułam, że coś gramoli mi się na kolana. Był to mały, przerażony szczurek. Tona cukru nie byłaby słodsza od tego maleństwa, które wzięłam do domu z myślą, że rano się wymyśli, co z nim zrobić. Następny dzień przyniósł decyzję o adopcji.
Po tygodniu chłopak jest już zupełnie zadomowiony - szaleje, biega całymi wieczorami, popołudnia spędza u mnie za pazuchą, śpiąc sobie smacznie. Jest wesoły i ciekawski, bardzo przyjaźnie i ufnie nastawiony do otoczenia. Ja jestem w nim zakochana, a on chyba nawet troszkę mnie polubił

Pierwszy dzień - jeszcze niepewny i przestraszony

Ale potem się rozhulał





Energii ma tyle, że nie usiedzi chwili w miejscu (potrzebna jest na prawdę dobra motywacja w postaci smakołyków



Przede mną jeszcze mnóstwo nauki, pewnie nie jeden błąd, ale mam nadzieję, że z Waszą pomocą uniknę tych najpoważniejszych. Teraz tylko czekamy na drugiego szczurzego kolegę
