Obecnie pojemność łóżka wzrosła do sześciu Panów (właściwie o siedmiu, aczkolwiek za ludzi nie ręczę tak jak za zwierzęta

Cody i Dean, moje Sierściuchy kochane, rasy Norweski Leśny.
Pierwszy - Cody, 6 czerwca skończył 4 lata. Kocur jajeczny, kanapowiec, z którym można zrobić wszystko... Dosłownie... Kot noszony i ściskany przez moją Córę, z cierpliwością znoszący wszelkie te zabiegi, na widok szczotki do włosów wręcz błagający "wyczesz mnie, no wyczesz", witający i zmuszający do miziania wszystkich gości i... z tytułem mistrzowskim w sikaniu w różne dziwne miejsca ;P
Drugi - Dean, 12 kwietnia skończył 2 lata. Kastracik, którego wszędzie pełno. Całuśnik przeogromny, aczkolwiek to on wybiera kogo całuje




W kwestii ogonków niekudłatych

George, ok siedmiomiesięczny kapturek. Ciekawski wybrednik, nie przepadający za zbyt częstym iskaniem. Nie lubi owoców i warzyw, natomiast na widok gerberka w proteście narobił do miski...


Vincent - haskowaty braciszek Georga. Bardziej leniwy, równie wybredny, namolny iskacz. Co prawda w gerberki się nie załatwia, ale mógłby żyć na samej kaszy i dżdżownicach. Mniej miziasty, aczkolwiek na widok "rozpłaszczonego" Georga również domaga się o swoje.
Sokrates - dwumiesięczny rexowy czarnulek ze słoniowatymi uszkami .

Tuluz - rexowe słoniątko, tak jakby siamesowe (aczkolwiek pewności nie mam). Odrobinkę mniej ruchliwy niż Sokrates, o wielkim apetycie, z uporem maniaka przytulający się do Vincenta.





Uff... i póki co to na tyle
