Wiele razy zabierałam się za naskrobanie czegoś tutaj, chociaż nikt nie pytał co u nas słychać. Teraz przybywam z niezbyt dobrymi informacjami.
Mizia dzisiaj odeszła.
http://szczury.org/viewtopic.php?f=23&t=28799
A wraz z jej odejściem zapanował chaos w klatce. Armia wpadła w jakiś dziki szał, gryzie wszystko co się rusza. Dziewczyny zostały sterroryzowane, cały czas było słychać przeraźliwe krzyki w klatce, latało futro. Mam serdecznie dość tego szczura. Wrzuciłam ją do innej klatki i choćbyście mieli mnie zjeść, nie mam zamiaru ponownie wsadzać jej do dziewczyn. Dylema to panikara, drze się na cały dom, kiedy tylko norweżka ją dotknie. Ograniczyłam norweżkowe wybiegi do minimum, bo jak się ją wypuści i chce wrzucić z powrotem do klatki to nie ma szans żeby ją złapać. Źle mi z tym, bo wiem, że nie ma u mnie najlepiej. Najwidoczniej nie potrafię się nią dobrze zająć
Kiedy decydowałam się na jej adopcję nie byłam przygotowana na to, że to taki trudny szczur. Gdybym wiedziała to pewnie bym się nie zdecydowała na zabranie jej do siebie. Pewnie kiedyś będę żałować swoich słów, ale siedzi to we mnie już od jakiegoś czasu. Ten szczur jest agresywny od zawsze, jest zdrowa, byłam z wszystkimi niedawno u weta...
Nadal nie pogodziłam się ze stratą Miśka. Nigdy się nie pogodzę. Minęło już tyle miesięcy, a ja czasami mam wrażenie, że on siedzi gdzieś obok, słychać jak prycha i się drapie. Ostatnio nadepnęłam na zabawkę leżącą na podłodze, odskoczyłam i powiedziałam "sorry, Misiek!"... Miś ciągle mi się śni. Że jestem taka zdziwiona, że mogę się z nim bawić, bo przecież jego już nie ma...
Przez te dzisiejsze akcje z Armią i jej zachowaniem pogorszyła się moja relacja z rodzicami. Ja ich rozumiem, to ich dom, a ciągle słychać było wrzaski i piski. Żal im było pozostałych szczurów. Szczególnie matce żal jest Urbana (Doris), która jest jej ulubienicą. A już miałam prawie zgodę na następne szczury. For fuck's sake!
A'propos Urbana - laska mi strasznie schudła, zmizerniała. Nie ma żadnych guzków, dobrze oddycha, wszystko jest ok, ale widać, że się starzeje
A Dylema... cóż z Dylemą, ona chyba zawsze będzie taką panikarą-wesołką. Cudne moje
Rysiek - myszoskoczek - żyje sobie spokojnie. On jest taki pocieszny! Zamieszkał z powrotem w akwarium, bo nie potrafił sobie poradzić w klatce - zwichnął sobie łapkę
Saba jest już z nami prawie rok
No i mamy jeszcze jednego lokatora, kotka - Szekspira. Mój brat znalazł go na wiadukcie na początku grudnia. Kiciak był w strasznym stanie, nadal nie do końca doszedł do siebie.
Miło by mi było gdyby ktoś to przeczytał
Paul, i jak tu nie narzekać?