Teraz coś o innych zwierzakach... Do soboty jeszcze daleko.
O... To to to... Mój przebrzydły robal... Perełeczka. <3
[IMG=http://img836.imageshack.us/img836/3729/img076f.jpg][/IMG]
Szkoda, że nie moja...

Nirvana, potocznie Firanka

4 letnie serduszko moje... Znam ją od źrebaka.

I kocham ją, a ona mnie. Świetnie się dogadujemy.
No to teraz tak...
Najpierw myszki.

Albinoska - Kredka, dominująca, zachowuje się jak samiec (ale nie jest!

). Gdy podchodzą do mnie inne myszki ona podbiega i "broni" stada gryząc mnie.

Mimo moich starań, nie udaje mi się oswoić jej do końca.

Łaciatka - Krówka

taka ciapa moja mała... Chyba najbardziej miziasta.

Lubi mnie nawet dosyć, ale tylko mnie. Innych zaraz opszczywuje i okupkuje.

Czarnulka - Mysia! Jest bojaźliwa, ale oswojona. Nie można wykonywać przy niej choć trochę dynamicznych ruchów.

Jest moją boi dupką...
Wszystkie kochaniutkie
No i DT'owiczka...
Znajdunia, raczej obwoływana Gremlin.

Znalazłam ją w Kwietniu - u mnie na lokalnym boisku... Strasznie lgnęła do ludzi, więc po 2 godzinnym płakaniu pod furtką z Gremlinkiem obok mnie - mama się zgodziła (tata za granicą

). Spała u mnie jedną noc. Potem mama kazała mi ją po prostu wyrzucić na dwór. I nic nie pomagało. Szła za mną aż na salę gimnastyczną (km od mojego domu) i płakała, gdy zamknięto jej drzwi przed nosem. Szukałam jej. Cały dzień. Od razu po szkole do 22. Sama. Objechałam całą dzielnicę (mieszkam w takiej wioseczce). Psa nie było. Załamana wróciłam do domu, było już dawno ciemno. Następnego dnia miałam jechać na konkurs - przyjść do szkoły o 11. Cała szkoła wiedziała, że tego psa szukałam. Ok. godz. 9 ktoś dzwoni na domowy. Wstaję, odbieram - kumpela dzwoni i mówi, że wyszła w czasie lekcji i trzyma mojego psa. W dosłownie minutę ubrałam się, nawet nie przebierałam koszulki z piżamy, ubrałam sweter, a na rowerze jechałam najszybciej w życiu. Tak! przybiegła od razu. Wzięłam ją pod pachę i pojechałyśmy do domu. Później spała już w moim pokoju, gdy ja byłam w szkole, a po lekcjach brałam ją na całodzienny spacer bez smyczy (sama mam psa, więc bieganie na podwórku niestety nie wchodziło w grę). Wywieszałam ogłoszenia, chodziłam od domu do domu, z nadzieją, że zostanie u mnie na zawsze. Rozwieszałam, ale tylko u nas w wiosce. Znajda spała ze mną w łóżku (bardzo to lubiała) pod kołdrą tuż obok mojej głowy.

Była kochaną, wytresowaną psiną. Tydzień później przyjechał... tatuś... o.O chciał ją dać do schroniska, nie pozwoliłam, bo to był za dobry pies na wyrzucenie go po prostu... Rozwiesiłam w całym mieście (tym obok wioski) ogłoszenia. Wszędzie. Jakieś 3 dni później był telefon... Fałszywy alarm. Jacyś gó*** chcieli się zabawić. 2 dni później znów ktoś zadzwonił... Tym razem prawdziwa właścicielka. Okazało się, że mieszka daleko od nas, a sunia uciekła za kotem. Koleżanka dzieci tej pani zauważyła ogłoszenie u nas w mieście i powiedziała im. Znajdka bardzo się cieszyła z powrotu do domu... Dzieci tej pani wydrukowały PONAD 300 ulotek, dnia następnego zadzwoniła straż miejska i powiedziała, że będą płacić po 50zł za KAŻDE, więc musieli wszystko usunąć... Ale na szczęście piesek się znalazł, a ja byłam szczęśliwa, że mogłam pomóc tej biedaczynie. Inaczej najpewniej zginęłaby. Już w momencie przygarnięcie do mojego domu była zapchlona i chora. Pojechaliśmy do weterynarza, który ją wyleczył. Właścicielka chciała zapłacić, ale odmówiłam. Pokochałam tego psa i choć to było pół roku temu wydaje mi się, że to było wczoraj.

Bardzo za nią tęsknię... Mam nadzieję, że jeszcze ją zobaczę!
psa mojego prawowitego opiszę kiedy indziej.
Zdjęcia za jakieś 10 minutek.

Musi się na imageshack załadować.
