...straszne takie zaległości w czytaniu Forum: np. ubeczałam się jak niewiem, czytając wątek
Netoperowy, a tam przecież już radość wielka... może, gdybym „odpuściła” i czytała same ostatnie wieści, serce odmienne zaoszczędziłabym trochę?
Ale co u nas:
Jeśli pamiętacie, to moje Czarne Robaczki strasznie bały się Arielka. Uciekały przed nim z piskiem i za nic nie chciały mieszkać w dużej klatce.
Nie mogę sobie pozwolić, by klatkę na sześć szczurów zamieszkiwał jeden i mówiąc „trudno” zamykałam w niej „robactwo” przez kilka dób. Ariel w tym czasie, został przeniesiony na górny poziom. Chodziło mi o to, by A&B poczuli się tam bezpieczni i „u siebie” . Arielek jest większy i silniejszy od nich i chodzili z poranionymi ogonkami. Po kilku dniach zostawiłam klatkę otwartą....
Któregoś dnia, w moje Bobo wstąpiło samo zuo! Ten najdrobniejszy z moich szczurów (ledwo dobija do 500-tki), zebrał się w sobie i...dotłukł Arielowi, przeganiając go ze „swojego” terenu...nawet byłam z niego dumna, że tak pięknie pokonał strach swój i brata, ale niestety, okazało się, że nie żałował przy tym zębów i mój łaciaty cudaczek jest zdrowo pokancerowany

.
Od tamtej chwili, Booz skłonny jest ustąpić jedynie odmiennej. A i to, nie całkiem łatwo.
Ariela tępi jak tylko ma okazję.
Skoro więc Kitunek jest w potrzebie, jedyny warunek, jaki mu stawiam to nie tępienie Ariela.
Ariel ma widać w sobie to „coś” co miał Jurka (od początku strasznie mi go przypomina
♥): „coś” co przeogromnie łapie za serce odmienną, ale inne szczury wręcz przeciwnie.
Kitunek, nigdy wcześniej szczura nie widział...to dojrzały szczur, który potrzebuje czasu, by odnaleźć się w nowych realiach.
Na dzisiaj, sytuacja jest taka, że okupuje koszyk w Arielkowej klatce i nie bardzo chce się nim dzielić.
Bierzemy się troszkę na przetrzymanie. On wyraźnie tęskni do człowieka, ale ja próbuję przeforsować opcję: „chcesz do mnie? To przyjdź- opuść tę twierdzę”
Nie znaczy to, że nie robi na mnie wrażenia, gdy zwiesza z tego ( na tyle wysoko zawieszonego- że można podziwiać ów cudny „szewek” ) koszyka śliczną, wąską mordkę, głaskany, mruży wyjątkowo ogromne ślepia, po czym odstawia widowisko „pulsowania”... cudny!
Z innej beczki: jakie to szczęście, że zawitała do nas z Kitunkiem,
Naussicaa: opowiadałam Jej o „gulgotaniach” Blessiaczka i jak to cichły one najpierw po nebulizacji a potem nie słychać ich było, póki Bless dostawał zastrzyki enro- odstawienie antybiotyku i dziadzio mój zaczyna od nowa!
Naussi napisała mi potem na GG, że Ona miała wrażenie, że Bless ma opuchnięty pyszczek i czy jestem pewna, że nie ma przerośniętych ząbków? Ja go widzę codziennie i zmyliło mnie, że cały czas miał apetyt, ale gdy dokładniej pooglądałam tą gębusie: prawy dolny siekacz, był jak szpileczka!
Tego dnia, wet był nieosiągalny, ale pomna przykładu
Netoperaaa, ciachnęłam kawałek szpilki dużą obcinaczką do paznokci.
Następnego dnia, Pani Doktor dokończyła dzieła... inna sprawa, że Blessiaczek narobił mi wstydu: tak się w poczekalni roztkliwiałam, że stareńki, że kochany, a ta zaraza nie omieszkał przy ludziach, tą obolałą gębusią okazać, jak mnie nie lubi....
..................
ufff : prawie jesteście „na bieżąco”
