Walczymy dalej, nadzieja przeplata się na przemian z rozpaczą i zwątpieniem...
Mała jest dzielna, ale mocno obolały wewnątrz pyszczek, rana na zewnątrz policzka, opuchnięte wargi sprawiają, że jedzenie i zabiegi są bolesną koniecznością, krew sączy się z rozpulchnionej śluzówki oraz z rany w policzku i nie raz przychodzi mi przełykać łzy nad Dżumą, kiedy ją biorę do rąk i muszę zrobić to , co muszę...
Ostatnio ze zdumieniem i z przerażeniem dostrzegliśmy rozchylone górne siekacze, a dwa dni później jednego z nich nie było już wcale...
Wczoraj doktor rozważał możliwe niegdysiejsze ułamanie - pęknięcie ząbka wskutek jakiegoś upadku; gdyby tak było , to pęknięcie mogło sprawiać ból i utrudniać jedzenie , a wyrastający nowy ząb stopniowo mógł wypychać uszkodzony, aż wczoraj wypadł zupełnie. Ropnia wokoło ani w przyzębiu czy w dziąśle nie widać, jeśli za około tydzień zacznie być widoczne, że rośnie nowy, nie powinno być z tego wiekszych problemów. Mała pojada to tego, to tamtego - niedużo ale jednak, więc od poniedziałku do wczoraj straciła na wadze jedynie 8 gramów. Nie wiadomo, jak będzie dalej, bo mamy starać się nie karmić jej już strzykawką, by nie podrażniać obolałego wnętrza pyszczka.
Z gronkowcem i candida nadal się borykamy i wargi szczurki są jeszcze opuchnięte, błona śluzowa nie doszła do normalnego stanu. Niemniej jednak z racji tego, że chce jeść i ma dobre momenty, w których opróżnia swoje nakrętki po kubusiach z chęcią i pałaszuje dokładki, kończymy za sugestią weta z niszczącą przecież florę bakteryjną Marbofloksacyną, jednocześnie kończymy podawanie Nystatyny, pozostajemy przy probiotyku i pędzlowaniu pioktaniną i przepłukiwaniu szałwią i rumiankiem. Księżniczka Gencjana Violet jest obecnie umaszczona w sposób wielce oryginalny. Mnie nie chce już znać, kojarzę się jej ze wszelkimi potwornościami tego świata i ucieka od moich rąk ( choć gdy wracam z pracy a ona jest już po karmieniu, to wychodzi na dźwięk mojego głosu ). Ja zaś mogłabym się pogodzić z tym, że nie będzie mnie znosić, byle tylko wyzdrowiała...
Wachlarz rozmaitości posiłków ze względu na kandydozę jest wąski, od ciągłego główkowania nad menu, miksowania posiłków oraz dokarmiania i podsuwania jedzenia noc i dzień przy notorycznym niewyspaniu coś się nam już w głowach popsowało, przyłapuję się na tym, że chcę słodzić zupę miast kawy, ale mogę tak ciągnąć jeszcze długo, byle była nadzieja i byle Dżumce się polepszało. Doktor jej już zapowiedział, że ma się zmobilizować, bo przez cały miesiąc go w lutym nie będzie...