Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczymy..

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczymy..

Post autor: klopsson »

Oddzielny temat, gdyż mała zamieszka u Diablotin ;) Jeśli kiedyś zdecyduje się ona na temat o swoich pociechach, wtedy po leczeniu tam będzie kontynuacja.

Na razie przedstawię, jak samo leczenie wygląda, bo jest co leczyć. Temat jest dla osób ciekawych, bądź dla tych, którzy myślą, że szczurek "w ogóle nie kosztuje dużo w utrzymaniu", tudzież dla początkujących.

Dzień 1 i 2 - sobota 8.01, niedziela 9.01

Ok. godziny 14, kilka minut przed zamknięciem zoologa podjęliśmy decyzję o wykupieniu stamtąd tego malucha. Stan, w jakim była (jest) nie jest w 100% winą sklepu, ale wiemy, że gdyby tam została, za parę dni byłoby po szczurku... Od razu zauważyliśmy masakrycznie podrapany pyszczek, mocno przymrużone i opuchnięte lewe oczko, porfirynę, kilka łysych miejsc po wygryzionej sierści i rankę na ogonku (TU jest kilka zdjęć z soboty, które oddają ok. 20-30% stanu szczurci z tamtego dnia). Mała do nocy uzupełniała braki w jedzeniu i wodzie (była wyraźnie odwodniona i przegłodzona, bo jako najsłabszy osobnik była odpychana od miski i poidła). Spała bardzo czujnie z przymkniętymi zaledwie oczami. W niedzielę puściliśmy ją na łóżko, biegała bez większego oporu i strachu. Zauważyliśmy też guzka na boku, dość sporego, który nas zaniepokoił. Reszta dnia bez rewelacji (no może poza kilkugodzinnym podniecaniem się tym, że mała siada na tyłku jak panda :P ).

Dzień 3 - poniedziałek 10.01

Pierwsza wizyta u weta. Diagnoza: woda w płuckach (niedoleczone/nieleczone zapalenie płuc bądź podobna choroba - "rzężenie" przy oddychaniu), najprawdopodobniej niewydolność serca (bije miarowo, ale pompuje z taką siłą, że na tym jednym serduchu mogłoby pociągnąć kilka ciurów, skóra na pyszczku tylko niegroźnie podrapana, natomiast na pleckach coś się dzieje. Zeskrobina z pleców, zastrzyk przeciwświądowy, żółte kropelki do oczu (nie pamiętam nazwy, miały kolor jak wkład do żółtych fluo-markerów :P ), Furosemidem, Enrobiolfox + Dexosone (steryd na rozszerzenie oskrzeli), a do domciu 25ml glukozy czystej i 25ml z NaCl - do picia. Guz do obserwacji, najprawdopodobniej niegroźny włókniak (o ile nie będzie rósł), wyniki zeskrobiny na wtorek - podejrzewana alergia i/lub pasożyty. Problem z finansami - pies po kilkusetzłotowym leczeniu, Zuzia po przeziębieniu i spory dołek finansowy, na adopcje nikłe szanse, propozycja pozostania u nas. Pożyczyliśmy klatki od dr Mielko, bo mała była blisko 3 dni w akwarium.
Koszt wizyty: 36 zł (wraz z zeskrobiną) z lekami
Łączny koszt: 36 zł

Dzień 4 - wtorek 11.01

Maluch trochę się "przepłukał" Furosemidemem, dużo pije, dużo sika. Dostaliśmy pożyczkę od jednej dziewczyny z SPS-u, dzięki czemu maluch może iść na leczenie bez obawy braku środków na nie. Druga wizyta u weta. Zeskrobina wykazała końcowe stadium cheyletiellozy - Cheyletiella rozczłonowane, martwe, żywe w bardzo małej ilości w sierści. Powód? Trociny i/lub siano. Powód drugi (mniej prawdopodobny)? Epidemia bądź miniepidemia cheyletiellozy w hurtowni. Wizyta w zoologu i zaalarmowanie problemu, przejrzenie zwierząt (szczury czyste, chomik czysty, resztę ma sprawdzić sam) i obietnica wymiany ściółki - jutro sprawdzę. Furosemidem wraz z Enrobiofloxem i sterydem poprawiają osłuch malucha - słychać już mniejsze "rzężenie", ale jednak wciąż silne, troszeczkę wody zeszło. Serducho dalej tłucze, być może po całkowitym usunięciu wody z płucek trochę się unormuje. W każdym razie, gdy tylko trochę płucka się oczyszczą, RTG ciura i to powinno trochę pomóc w rozeznaniu, co z sercem się dzieje (czy jest w normie, czy przerośnięte, co ogólnie widać "na oko"). Możliwość zrobienia dokładnego EKG ciurowi w Lublinie - żadna. Póki co RTG będzie musiało wystarczyć. Mała dostała też do domu Theovent - 2 x dziennie 0,27ml - również na płucka. I to będzie główny lek na to, jeśli mała zareaguje na niego zgodnie z przewidywaniami. Plus do tego wszystkiego 25ml czystej glukozy.
Koszt wizyty: 28 zł z lekami
Łączny koszt: 64 zł

Sukcesywnie będę dodawał. Jak widać, na samym starcie ponad 70 zł w plecy (bo do tego dojazdy i Vibovit), a kilka tyg leczenia na pewno będzie... Prognozuję najbidniej 200-250 zł, jakoś damy radę ;)
Awatar użytkownika
alken
Posty: 6787
Rejestracja: pt maja 01, 2009 11:04 am
Lokalizacja: Wrocław

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: alken »

znaczy że ten temat ma słuzyć pokazaniu że NIE KUPUJE SIĘ SZCZURÓW W SKLEPIE, tak? ::)
ze mną: leszek, kendrick

odeszły: mysza, karmelek, makumba, ronja, ziuta, lilka, fifioł, kaszanka, zoja, tosia, emil, marcin, ziemniaczek


I'm not really good at giving advice. Do you want a sarcastic comment?
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

A czy my CELOWO kupiliśmy szczura dla posiadania kolejnego? W żadnym wypadku. Pokrzyżowało nam to plany (miał być 3 samiec) i spłukało finansowo, bo teraz mamy niestety skarbonkę, którą trzeba wyprowadzić

Kwestii kupowania szczurów i miejsc, gdzie to się odbywa, poruszać nie zamierzam, jest to jak najbardziej prywatna sprawa kupujących - nie zamierzam ani poprzeć ani potępić. Cel tematu jest na samej górze pierwszego postu,
klopsson pisze:Temat jest dla osób ciekawych, bądź dla tych, którzy myślą, że szczurek "w ogóle nie kosztuje dużo w utrzymaniu", tudzież dla początkujących.
a główny cel jest zbieżny do tytułu działu, w którym temat jest. I to tyle ;)

Byłem dziś w tym zoologu. Wymienił trociny, ale znów wepchał siano, na jaki kij - nie wiem... Jutro i o tym z nim pogadam, tam też może być Cheyletiella...

Anyway, dalszy opis leczenia:

Dzień 5 - środa 12.01

Podanie małej Theoventu doustnie w formie roztworu było błędne. Wciśnięcie jej tego do pyszczka graniczy z cudem. Niestety, stało się najgorsze, bo mała dziabnęła Diablotin, gdy ta rano usiłowała jej podać lek, i gdy po południu chciała ją wyjąć z klatki, co zamknęło błędne koło: szczur się boi ludzi, właścicielka szczura... Nastąpi dłuuugi proces oswajania szczurci (boi się ręki, gdy próbuję ją tylko delikatnie pogładzić kostką dłoni po główce, kuli się, mruży oczy a potem odsuwa - ktoś ją bił...), jednak do tego potrzeba wyleczyć jej skórkę. Ledwo zdążyłem dziś do dr Mielko - przyjmuje do 17, ja byłem 17:10 i jeszcze się załapaliśmy. Mała poprawa jeśli chodzi o płucka i ostatnia dawka Enrobiofloxu. Moczopędne dostaje nadal, bo z płucek woda dzięki temu schodzi (choć ja mechanizmu działania nie rozumiem - ale działa, to jest najważniejsze... :P ). Zamiast Theoventu w płynie dostałem tabletkę Theoventu 100mg, którą...mam podzielić na 50 części :D Problem żaden, gdyż mam ciotkę aptekarkę i zwyczajnie odważy mi po 2mg. Od jutra startujemy z cheyletiellozą, bo trzy antybiotyki na raz to byłoby za dużo... ;) No i czekamy na to, aż z płuc woda zejdzie, by móc zrobić dokładny rentgen.

Koszt wizyty: 10 zł z lekami
Łączny koszt: 74 zł
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Jako że wczoraj wróciłem b. późno, to dopiero dziś piszę.

Dzień 6 - czwartek 13.01

Mała zaczyna już momentami spokojnie oddychać. Dodanie Theoventu było strzałem w dziesiątkę, choć póki co zmuszeni jesteśmy jeszcze podawać jej go w roztworze, co oznacza megakombinowanie, by to się powiodło.... Mechanizm z poprzedniego dnia rozwiązał się sam, bo przestała dostawać moczopędny, a nie Enrobioflox :P Dziś dla odmiany zdążyliśmy do weta na....17:20, ale załapaliśmy się na dr Mielko. Klusek dostał też zastrzyk na skórę - nie pamiętam nazwy, wiem tylko, że po dzisiejszym zastrzyku ma odczekać 10 dni (by ewentualne larwy przekształciły się w dorosłe formy), a potem kolejny zastrzyk. Tosia (nasz najmłodszy maluch) jakimś cudem również złapała Cheyletiellę, mimo że obie nigdy nie były puszczane razem, myjemy ręce po zabawie z nową, a klatki są stosunkowo daleko - jej leczenia nie uwzględniam w koszta (5zł jutro + 5zł za 10 dni, koszt wizyty zerowy, bo przywieziemy na raz obie małe). Dr powiedziała, że nowa nie jest raczej gryzata, co nas mocno uspokoiło. Mamy nadzieję, że leczenie skończy się w miarę szybko, bo i Zuzia (najstarsza szczurcia) również zaczyna się drapać...

Koszt wizyty: 10zł z lekami
Łączny koszt: 84 zł

Dzień 7 - piątek 14.01

Dziś rano nowa niepokojąco zaczęła świstać przez nosek podczas oddychania oraz dostała biegunki. Ok. 11:00 była już u weta razem z Tosią, która rozpoczęła kurację anty-Cheyletiella (jak już mówiłem - niewliczanej w koszt leczenia nowego malucha). Dostała kolejne zastrzyki, po osłuchu dr zauważyła znaczącą poprawę - przestaje "dudnić" przy oddychaniu. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko otwarcie możliwości ku zrobieniu wyczekiwanego RTG, które ostatecznie zrobimy w poniedziałek. Dostała również kultury bakterii w proszku, które mamy podawać doustnie z czymś do jedzonka - Fermactive. Jutro najprawdopodobniej ostatni zastrzyk, a potem przechodzimy na kurację antybiotykową w domu, by szczurka nie stresować i nie wozić przez 1/3 Lublina ;)
Z powodu braku czasu, dopiero dziś byłem w zoologu. Jest wymienione siano (nie pachnie tak intensywnie, ma intensywniejszą barwę i inaczej wyglądają źdźbła) - jak musi, to niech pcha, trudno. Zwierzakom przyjrzałem się dokładnie, wybrzydzając blisko pół godziny nad karmami i obserwując zachowanie. Żadne się nie drapało, co mnie cieszy. Widocznie facet kupił pechowe trociny, albo mała złapała to w hurtowni...

Koszt wizyty: 25zł z lekami
Łączny koszt: 109zł

Magiczna bariera 100 zł na samego weta właśnie pękła... I niech mi ktoś powie, że szczurek jest tani w utrzymaniu.... :P Ogólnie na naszą piątkę wydaliśmy na samego weta - podliczone - 379 zł... ;) Plus oczywiście ściółka, karma (kilka różnych aż się dopasowało), smakołyki (kolby, psia karma, owoce, warzywa), wapienka, minerały i stym. odporności, woda butelkowana (kranówki nie wleję...), 3 klatki i akcesoria do nich - 4 poidełka, 4 miseczki i inne (np. stetoskop do osłuchu małych) - sądzę że ok. 800-1000 zł się nazbierało ;) Rzecz jasna - od sierpnia 2010. Więc w tym momencie ku przestrodze osób, które chcą mieć szczurka nie wiedząc jeszcze nic o nim, mówię: SZCZUR KOSZTUJE NAPRAWDĘ SPORO! ;) Nawet jeśli go adoptujemy.
Hanka&Medyk
Posty: 1916
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:56 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: Hanka&Medyk »

Nie jest aż tak źle :) Przypadki wymagające naprawdę dużych nakładów finansowych zdarzają się rzadko, ale za to kiedy już się trafią faktycznie potrafią dobrze przetrzebić portfel.
Dlatego warto brać zwierzaki z zaufanego albo chociaż sprawdzonego przez innych źródła. O hodowlach "profesjonalnych" (zrzeszonych i nie, ale dbających o kondycję i socjalizację zwierząt) już nie wspominam, bo z nich szczurki są zawsze zdrowe i zadbane. Dopiero po jakimś czasie mogą się ujawniać wady typu nowotwory.
[*]:Dziunia,Gienia,Gaja+UtahMerch'sField,OmegaEM,Amiga,Destra+DaithiRL,Aguta,Albi,Fufa,Yumi,Belzebub,Wacław,Krówka
Są:Miotła,LuxTorpeda,Teodora,Ciapka,Piszczałka,Rubi,Tesla,Gniotka
Awatar użytkownika
`naatka
Posty: 485
Rejestracja: sob wrz 18, 2010 5:19 pm
Lokalizacja: Świnoujście

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: `naatka »

podziwiam Cię ;) trzymaj się ty i mała.
Obrazek
Ze mną od końca września'10
szczurzaszczuralubiszczurę.
Awatar użytkownika
Paul_Julian
Posty: 13223
Rejestracja: ndz mar 08, 2009 2:21 pm
Lokalizacja: Gdynia
Kontakt:

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: Paul_Julian »

Trzymajcie sie ! I maleństwo tez !!
Szczursieny :
Illyasviel,Iskander,Kretka,Lusia,Karmel
W szczurzym raju:
Dorian,Luna,Czika,Niunia,Śnieżynka,Pati,Florka,Nicponia,Kropek,Kredka,Partyzant Soran,Mysia,Gucia, Malwinka,Imbir, Lucjan,Maja,Igor,Figa,Pcheła,Biały Rekin,Krzyś Włóczykij,3kropka,Mink,Sowa,Buła,Nezumi,Krecia, Bubuś, Królewna Fru-Fru,Pyza,Porzeczka, dzielna Mucha
Hanka&Medyk
Posty: 1916
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:56 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: Hanka&Medyk »

Tia, zapomniałam o najważniejszym :) Życzę zdrowia szczurasom, a Wam cierpliwości i wytrwałości. Też przez to przechodziłam i wiem ile zdrowia to kosztuje również właścicieli. Trzymajcie się!
[*]:Dziunia,Gienia,Gaja+UtahMerch'sField,OmegaEM,Amiga,Destra+DaithiRL,Aguta,Albi,Fufa,Yumi,Belzebub,Wacław,Krówka
Są:Miotła,LuxTorpeda,Teodora,Ciapka,Piszczałka,Rubi,Tesla,Gniotka
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Dzięki wszystkim za wsparcie... ;) Nie wiem, gdyby nie dziewczyny z SPS-u, małą nie byłoby za co leczyć, więc mamy u nich podwójny dług...

Hanka&Medyk, na dobrą sprawę ta szczurcia jest nieplanowana. To był zwykły odruch serca, bo gdyby została w zoologu, dziś pewnie byłaby już martwa...
Awatar użytkownika
alken
Posty: 6787
Rejestracja: pt maja 01, 2009 11:04 am
Lokalizacja: Wrocław

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: alken »

a zgłosiłeś to chociaż gdzieś, czy sprzedawca cały szczęśliwy bo nie dość, że pozbył się chorego szczura to jeszcze zarobił?
Kwestii kupowania szczurów i miejsc, gdzie to się odbywa, poruszać nie zamierzam, jest to jak najbardziej prywatna sprawa kupujących
nie, nie jest, bo szkodzi to zwierzętom. ten jeden szczurek zyska szansę na nowe życie a co z resztą, która jest/przyjdzie po nim tylko dlatego, że pieniądze kupujących czynią ten proceder opłacalnym dla sprzedawcy, który w dodatku jest bezkarny? nie mówiąc już o hurtowniach i pseudohodowlach...
ze mną: leszek, kendrick

odeszły: mysza, karmelek, makumba, ronja, ziuta, lilka, fifioł, kaszanka, zoja, tosia, emil, marcin, ziemniaczek


I'm not really good at giving advice. Do you want a sarcastic comment?
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

alken w SPS-ie już wiedzą o tym przypadku publicznie, administratorka forum sama chciała sprawdzić ten sklep. Czy sprawdziła, pozostawiam to jej, moim celem było uratowanie tego konkretnego zwierzaka, a potem sprawdzenie, czy na inne też przeniosła się Cheyletiella (nie, nie przeniosła). Robisz to, czego chciałem uniknąć - mianowicie (mimo Twojej funkcji na forum) zaśmiecasz wątek. Jak już mówiłem, nie chcę TU rozmawiać o kwestii kupna szczurów, bo od tego są inne tematy i działy.

A tylko gwoli dorzucenia: szczury były, są i będą w zoologikach, dopóki te będą istniały, i to jest niepodważalna prawda. Nawet tysiące zapaleńców tego nie zmienią, gdyż miliony innych napędzają te struktury. To walka z wiatrakiem.

Wieczorem dorzucę przebieg z tego, jak dziś wyglądała sytuacja z małą ;)
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Drobny poślizg, ale już jest ;)

Dzień 8 - sobota 15.01

Ostatnia wizyta u weta, jeśli chodzi o zastrzyki - zarówno Theovent jak i Enrobioflox ze sterydem mała dostaje już w domu. Osłuch znacznie się poprawił, w stosunku do pierwszej wizyty. Czekamy na RTG, gdyż w sobotę nie było dr Mielko, a druga wetka nie mogła skontaktować się z gabinetem, gdzie ów badanie ma być wykonane. Trochę jestem zawiedziony nieobecnością dr Mielko, bo do drugiej wetki mam dużo mniejsze zaufanie, jeśli chodzi o szczury...
Rzecz, której zapomniałem napisać w pt: mała ma zaburzenia koordynacji. Jej siadanie, które tak nas radowało, jest również objawem tego - jak również chwianie się przy staniu na dwóch łapkach, czy notoryczne spadanie z łóżka, szafek, leżanki u weta, gdy za bardzo się wychyli - miejmy nadzieję, że to wszystko przez opuchnięte oczko...
Zostało więc tak: zrobić RTG, przyjść z wynikiem we wt, skończyć w środę Enro i w czwartek-piątek do kontroli, 24.01 na drugą dawkę ivermektyny - i miejmy nadzieję, że serducho ma zdrowe, i że to koniec leczenia ;) Jeśli będzie się coś działo, opiszę jutro, jeśli nie - z góry napiszę, że mała dostała właśnie Theovent, za godzinę dostanie Fermactive, a za dwie godziny - Enro - powtórka za 12 h ;)

Koszt wizyty: 30 zł z lekami do domu
Łączny koszt: 139 zł
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Dzień 10 - poniedziałek 17.01

Jako że niedziela przeminęła normalnie (2x Theovent+Fermactiv+Enrobioflox), pominąłem celowo 9. dzień i opisuję 10. Dzisiaj mała była na RTG, które mnie osobiście zaniepokoiło. Mianowicie:
- woda z płuc zeszła, płuca są powietrzne, co jest akurat dobry newsem.
- doktor wykluczył AKTUALNE zapalenie płuc (brak obrzęku). Miała być zbadana pod kątem zapalenie płuc/wada serca, więc wiadomo, co to oznacza.
- najprawdopodobniej mała ma przesuniętą tchawicę ku pionowi, choć istnieje też kilkunastoprocentowe prawdopodobieństwo, że to tylko kwestia ułożenia szczura, bo była mocno zgięta.
- serducho leży na mostku, a nie powinno, jest wyraźnie przerośnięte.
Pomijam już fakt, że po dzisiaj ja jestem Ten Zły i maluch przestał mi ufać, dziabiąc dość mocno, gdy chcę ją złapać. Ogólnie nikomu w życiu nie życzę RTG szczura. Trzymanie zwierzęcia na siłę na boku, a potem na brzuchu, i rozciąganie go, by można było objąć dobrze aparaturą klatkę żebrową to naprawdę trudne i przykre doświadczenie zarówno dla właściciela, jak i samego szczurka... Niemniej jednak badanie trochę rozjaśniło, niestety, okazało się najgorsze z możliwych, bo wyleczenie jej płucek mało da. Wada serducha blokuje możliwość znieczulenia ogólnego prawie w całości, więc oby przynajmniej guzek okazał się niegroźny (na moje oko na zdjęciu wygląda jak włókniak/tłuszczak, a na pewno jest tylko podskórny...)
Jeśli ogarnę się trochę do piątku, to wrzucę skan RTG do wglądu, jeśli ktoś będzie chciał.

Koszt RTG: 50 zł
Łączny koszt: 189 zł
Awatar użytkownika
`naatka
Posty: 485
Rejestracja: sob wrz 18, 2010 5:19 pm
Lokalizacja: Świnoujście

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: `naatka »

odezwij się co u małej.
Obrazek
Ze mną od końca września'10
szczurzaszczuralubiszczurę.
Cyklotymia
Posty: 2376
Rejestracja: wt kwie 21, 2009 1:37 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: Cyklotymia »

Ja bym z chęcią to zdjęcie zobaczyła :)
Dużo zdrówka dla ciura!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”