Nie ma, nie ma już Nesi
Staruszeczka trzymała się dzielnie. Najpierw posłuszeństwa zaczęły odmawiać łapki, ale wystarczyło wprowadzić drobne udogodnienia w dużej klatce. Niestety łapki słabły coraz bardziej, szczurcia nie była już w stanie zejść do miski z jedzeniem czy wygrzebać się z hamaczka. Ale i to nie był problem - karmiłam ją parę razy dziennie tym, co lubiła i mogła zjeść, a na noc przenosiłam do mniejszej klatki bez półek, gdzie mogła sobie spokojnie odpoczywać i gdzie nikt nie wyżerał jej pożywnego jedzonka.
Jakieś dwa tygodnie temu nastąpiło coś w rodzaju wylewu. Szczurcia miała niewładną połowę ciała, ale nadal cieszyła się dobrym apetytem i towarzystwem koleżanek. Zrobiliśmy sobie tygodniowe wakacje, szczury pojechały na przechowanie do Elusi (dziękuję!). Drugiego dnia wiadomość - z Nesią gorzej, pije już tylko Nutri ze strzykawki! Od tamtej pory każdy dźwięk telefonu podrywał nas na nogi. Wróciliśmy wcześniej, szczurcia zaczekała - u Elusi miała wspaniałą opiekę. Podcięłam jej lekko przerośnięte ząbki i znów dawała radę pić z łyżeczki. Karmiłam ją regularnie, obmywałam pyszczek, oczka i futerko, bo sama nie dawała rady. Było jakby lepiej... przez 3 dni.
Poddała się przedwczoraj. Nie chciała już jeść, głównie spała. Decyzję o eutanazji podjęliśmy z bardzo ciężkim sercem, ale myślę, że byliśmy jej to winni.
Zasnęła wczoraj. Tak pusto w klatce bez niej... brakuje mi nawet tego jej wiecznego gruchania. I tego, co czuję teraz, nie czułam nawet po odejściu Mokki. Kolejny ogonek, któremu trzeba było pomóc przejść za TM, już trzeci. I za każdym razem jest jeszcze trudniej.
Wczoraj TŻ spełniał swój cowtorkowy rytuał - powtórka Wojewódzkiego na TVN plus kufel piwa. Przyniósł swój duży kufel i malutki kieliszek, pytam, po co? - No dla Nesi, dzisiaj piję za nią... Nesia była jego ulubienicą.