
Był o połowę mniejszym od Grubego alfą - taki kurduplowaty przywódca. Wyrywał mu z pyszczka jedzenie, przeprowadzał regularną musztrę, a gdy w misce pojawiała się kolacja, Gruby natychmiast uciekał do rury i dopiero kiedy Pan się najadł i zespał ze spasionym brzuchem, nasze dorodne prosię szło nieśmiało do miski i cichaczem wyjadało resztki po Panu.
Jeż nie przepadał za pieszczotami - był zbyt zajęty i szkoda mu było czasu na takie niemęskie dziwactwa. Dopiero w późniejszym wieku postanowił przekonać się, co takiego fajnego jest w tym czochraniu i od wielkiego dzwonu łaskawie zezwalał na wieczór pieszczot.
Od kilku tygodni był leczony na serce. Leki przyjmował chętnie, cały czas miał apetyt (tylko potem - jak to u sercowców - przerzucił się na papki). Wczoraj w nocy już myśleliśmy z narzeczonym, że odszedł od nas - leżał w rurze i nie ruszał się, nie reagował też na wołanie i stukanie. Po wyjęciu okazało się, że jest po prostu bardzo słaby, zabraliśmy go natychmiast do (niestety) byle jakiej lecznicy 24 h najbliżej domu, a na miejscu nagle się ożywił, zupełnie jakby nic się nie stało. Dostał steryd na poprawę do rana, dziś miałam z nim jechać do doktor Ani Rzepki i wciskać się w kolejkę w trybie pilnym. Niestety, nie zdążyłam


Przeżył 2 lata i 2 miesiące, a my nigdy nie zapomnimy naszego kochanego rozbójnika ['].