alken, a niech cię... – fakt dwie doniczki zleciały wczoraj, jedna całkiem mała, druga trochę większa - plastikowe, nigdy bym nie pmyślała że to one... jak przyszłam szczurów już nie było na miejscu zdarzenia, w duchu napsioczyłam na Frondę (bo na kogo innego ? - sanki stały za blisko stołka i pewnie z nich próbowała szczęścia), podniosłam kwiaty, nawet wiele nie ucierpiały, i wieczór toczył się dalej;
pamiętałam o tym, ale nie wiązałam z przeciętym ogonem, krwi i tam nie było, dopiero jak wspomniałaś o transporterze …
jeśli Wit miał nieszczęście być pod tym stołkiem to kształt rany zgadzałby się...
a ja na szczury zwaliłam
nie ma już co gdybać, ale przykra już ta niepewność czy zbyt pochopnie nie zgodziłam się na kalectwo szczura, a teraz jeszcze i to
tahtimittari pisze:I możliwe, że krzyczał ze strachu po prostu, nie wiedział, co się dzieje, ktoś obcy go trzyma, obce miejsce - bał się, więc piszczał (a wiadomo, jakie te szczurki nasze skrzekliwe są..), ciężko mi uwierzyć, żeby nie znieczulili jeszcze w środku wcale, przecież lekarz to nie rzeźnik
ból jest niedołącznym elementem pracy weta, i wiadomo, że do tego bólu opiekunowie odnoszą się emocjonalnie, ale wydaje mi się, że z kolei niektórzy lekarze za bardzo się znieczulili; może i nie można inaczej, ale: drugi raz w bardzo krótkim czasie byłam świadkiem jak szczury autentycznie cierpią w rękach wetów (nie chodzi o strach), a ci weci zamiast się do tego odnieść ignorowali i robili swoje - dla mnie to jest coś niedopuszczalnego; to, że Wit przeżył czyni to może łatwiejszym do zniesienia, szybciej się zapomni i skupi na tym, że dochodzi do siebie, ale może niesłusznie - wtedy też liczyłam, że cel uświęci środki, ale tak się nie stało i ból stał się ostatnią rzeczywistością...
Wit nieszczęśliwy w zamknięciu, przeciwbólowy dałam mu dopiero teraz, bo paracetamol taki sobie, a przypomniałam sobie, że mam carprofen, którego kiedyś nie zużył Herman, tylko trzeba było zrobić 24 godz. przerwy; u Wita to pewnie tyleż kwestia bólu (słyszałam jak się w swoim domku kręcił w kółko żeby dostać się do tego ogonka

) co unieszczęśliwienia klatką, może jutro będę go mogła wypuścić, tylko wcześniej jego melinę trzeba będzie porządnie wysprzątać (raczej nie do mnie skieruje pierwsze kroki ...)
naklatkowych odwiedzających miał komplet, a Fronda do teraz koczuje za klatką