Dawnom nie pisała, ale zainteresowanie, delikatnie mówiąc, też mierne
Ciągle byłam w rozjazdach. Po praktykach w Bieszczadach wróciłam i zastałam... problem. Pierwsze co zrobiłam po powrocie, to wypuściłam szczury na wybieg. No i wszystko było OK dopóki... nie zakazałam czegoś Speedy'emu. Zaatakował mnie, a próba dominacji zakończyła się tym, iż prawie odgryzł mi kłykieć. Nie powiem, spowodowało to pewne oziębienie naszych relacji - zwłaszcza, że zaraz potem, na następny dzień, jechałam do Wrocławia na kolejne półtorej tygodnia. Po powrocie zakasałam rękawy (które okazały się grubą, skórzaną rękawicą

) i do dzieła.
Póki co próby dominacji i fochy, kiedy mu czegoś zabraniam się skończyły, ale czasem wydaje się próbować. Wtedy mogę już nawet bez rękawicy go przytrzymać i nieruchomieje, jednak do ideału nam daleko - chłopak trochę się mnie obawia. I niby wskakuje, ale głaskanie jest "be". Chociaż ostatnio nawet zaczął powolutku przysypiać, miziany, mimo początkowych oporów. Niemniej w pewnym sensie na nowo musimy zbudować naszą relację... :/
Odnoszę wrażenie, iż podczas mojej nieobecności chłop po prostu dorósł, a że mnie nie było, zapomniał, kto tu rządzi.
Mikrob sciapciał jeszcze bardziej. Nadal się zaczepia, kładzie Speedy'ego (albo jest kładziony - wychodzi mniej więcej 50:50), ale jest tak pocieszną, kochaną niezdarą... Jako jedyny przybiega na zawołanie od razu, w podskokach, choćby i z drugiego końca pokoju, liże mi palce i w ogóle zachowuje się przesłodko. Zwłaszcza, jak próbuje gdzieś wleźć i zjeżdża dupą w dół

.
Wirus nieco pochrumkuje, nie podoba mi się to. Jak żarł beta, był spokój, ledwom go odstawiła - znowu. Ale to chrumkanie takie cichutkie, nie wiem, nie chcę go faszerować póki co. Zobaczym dalej.
Wąglik z kolei zrobił się typowym "chciałbym, ale się boję". Zwłaszcza, jak wracam z lecznicy - wtedy siedzi przy mnie non stop, ale każdy mój bardziej niespodziewany ruch wywołuje w nim odruch panicznej ucieczki, a później wygląda zza jakiejś poduszki czy ekranu laptopa...

Jedno w nim stałe i niezmienne - miłośc do ludzkich ust...
Myszy mi się roztyły - konkretniej, utuczyła je mama. Uwielbia Penelopę, bo ta, jak siądzie do miseczki, to wypełnia ją całą. A ja grzmię, że mi myszy spasła i próbuję je odchudzić...
Mikrob zapałał miłością do szafek. Wszystkie je uwielbiają, ale Mikrob szczególnie. Gdy otworzyłam raz szafę, Mikrob znajdował się na drugim końcu pokoju, na biurku. Usłyszawszy skrzypnięcie, nad jego uszatym łebkiem zapaliła się taka mała żaróweczka, oczy rozbłysły, a w łepetynie skrystalizował się plan... Pomknął, jak na siebie w zawrotnym tempie, zeskoczył na półkę, z półki na karton, z kartonu na szafkę, z szafki na podłogę iiiii.... szafaaaaa!
Po drodze nawet na nic nie wpadł

.
Co więcej, Mikrob wyczaił, że szafki się nie domykają, więc czasem udaje mu się wepchnąć szary nosek między drzwiczki a ściankę... I otwiera! Pewnego razu otworzył tak szafkę z moją bielizną, a ja zareagowałam dopiero po dłuższej chwili. Oczywiście, siedziały tam już wszystkie cztery, a Speedy po kolei za pomocą zębów rearanżował wystrój, robiąc sobie legowisko w... moich majtkach

. (nawet się nie pogniewał, jak mu je zabrałam - poszedł tylko po kolejną parę

)
Zdjęć póki co niet.