Los Finiuchny nie oszczędza…
W miejsce jednego wyciętego ostatnio nowotworu, niszczącego skórę oraz naskórek, pojawiły się niedawno trzy następne, z czego dwa podsączają, a jeden jest jeszcze pod skórką...
Kolejnych operacji nie będzie, bo po prostu nie da rady.

Kiedy zaczną mocniej podkrwawiać, będziemy przyżegać chemicznie, a na razie wystarczy schładzać i podawać VitaK. Potem można będzie jej już tylko pomóc odejść, ale - jak powiedział doktor Tomasz , to jeszcze nie teraz.
Fini poza tym czuje się dobrze, truchta po pokoju jak przedtem, egzekwuje swoją działkę pieszczotek i jak zwykle usiłuje wykrzywić od państwa przysmaki.

Dopieszczamy ją i niech się cieszy życiem, ile się uda paskudnej wiedźmie wykraść, zanim przyjdzie czas pożegnania.
Niedawno zostawiłam na wierzchu torebkę i zastałam taki widok:
- Kto nas budzi?

- Aaa, to ty
- Dlaczego „Poszły won!” ..?

- No nieee, a tak tu było fajnie...
Tak dobrze się spało…

- A dostanę coś? Jak dostanę, to wyjdę!
- No dobra, już wychodzę…

Fini… Co tam robisz?
- Nic, śpię...!
- Aby na pewno, nic nie gryziesz?
- Oj tam oj tam, zaraz gryzę…

- Martini, szukaj mnie!