Przeglądając dzisiaj jakieś rodzinne zdjęcia znalazłam wśród nich fotkę mojego pierwszego szczurka. Chciałam przedstawić Wam Mysię, cudnego kapturka.
Jak to się w ogóle zaczęło, że mam szczury? Przypadkiem. Mój ojciec chrzestny dostał od kolegi szczura na "przechowanie". Z tego co pamiętam to był szary samiec, dość duży, więc już pewnie dorosły. Wtedy zakochałam się w szczurach. Miałam jakieś 6-7 lat. Bawiłam się z nim, karmiłam, nazwałam Tuptuś (nie mam pojęcia jak nazwał go właściciel). Wtedy zostało zasiane ziarno zaszczurzenia. Rodzice widzieli jaką przyjemność mi to sprawiało i postanowili kupić mi szczura.
Z pół roku później zapadła decyzja i udało się znaleźć mały sklep zoologiczny, w którym sprzedawano szczury. Wtedy nie były one jeszcze zbyt popularne, większość zoologów nie prowadziła sprzedaży takich zwierzątek. Miła pani w sklepie miała dwa ogonki: albinoskę i kapturka. I to właśnie tą kapturkową panienkę wybrałam. Ogonek był oswojony, przychodził do ręki i pozwalał się miziać. Nazwana została Mysią i była oczkiem w głowie całej rodziny.
Mysia zaskakiwała swoją inteligencją. Szybko nauczyła się reagować na imię. Biegała po całym mieszkaniu, była jak taki malutki pies, łaziła za człowiekiem.
Była też niesamowicie ciekawska, sprytna i łakoma. Ciągle pamiętam scenę, kiedy Mysia mająca zakaz wchodzenia na stół jakoś się na niego dostała i porwała wielkiego pierniczka. Oczywiście gdy weszłam do pokoju próbowała z nim uciec, ale był dla niej za ciężki. Wyglądało to niesamowicie śmiesznie, kiedy próbowała wynieść ciastko, potykając się o nie, byleby nie musieć go oddać

Mysia była też straszliwą przylepą. Uwielbiała siedzieć na ramieniu i wplątywać się we włosy, czasem kładła się na moich kolanach brzuszkiem do góry z miną "głaszcz mnie". Była taką szczurzą królewną, trzeba było spełniać jej zachcianki.
Niestety sielanka musiała mieć swój koniec. Mysia przeżyła jakieś 3 lata (daty zacierają się w pamięci). Niestety odeszła przez jakąś paskudną chorobę.
Niewiele mam jej zdjęć. Na jednym z nich (niestety kiepskiej jakości) tak pozowała:
Teraz wiem, że w zasadzie wszystko wtedy zrobiliśmy nie tak: szczur ze sklepu, samotny... Sądzę jednak, że mimo tego był to szczur szczęśliwy. Chociaż w połowie tak, jak ja byłam mając ją przy sobie. I to przecież dzięki niej nauczyłam się jak należy zajmować się szczurkami. I dzięki niej chciałam mieć następnego i następnego i znowu...
