Nasza rodzinka :)

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Awatar użytkownika
alken
Posty: 6787
Rejestracja: pt maja 01, 2009 11:04 am
Lokalizacja: Wrocław

Re: Nasza rodzinka :)

Post autor: alken »

moje szczury zazwyczaj mają mnie gdzieś jak biegają, ale jak jestem chora albo smutna to nie mogę się od nich opędzić :)
trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło :)
ze mną: leszek, kendrick

odeszły: mysza, karmelek, makumba, ronja, ziuta, lilka, fifioł, kaszanka, zoja, tosia, emil, marcin, ziemniaczek


I'm not really good at giving advice. Do you want a sarcastic comment?
Sol_Leil
Posty: 86
Rejestracja: śr lut 15, 2012 9:23 pm

Re: Nasza rodzinka :)

Post autor: Sol_Leil »

Słońce zaświeciło, już jest lepiej :)
Dziewczyny wymiziane, wygłaskane, wydrapane i wycałowane (co skutkuje swędzeniem połowy twarzy). Mają teraz na mnie focha, jedna i druga. Wlazły w nocy do piekarnika, mój tż się wkurzył, powyciągął je stamtąd i zamknął w klatce. Nawet się popatrzeć na mnie nie chcą

Ale z tymi zwierzakami to coś jest, wczoraj tż się przyznał, że kiedyś zalał beret wódką. W tym czasie nasza pierwsza Faust miała wybiegi w łazience. I kiedy on tam leżał na kiblu i modlił się o cud, szczurzyna przyszła do niego i lizała go po ręce :)
Niesamowite te nasze maleństwa

Dziękuję bardzo za słowa otuchy :)
Sol_Leil
Posty: 86
Rejestracja: śr lut 15, 2012 9:23 pm

Re: Nasza rodzinka :)

Post autor: Sol_Leil »

W temacie cisza, u nas po staremu..
2 tygodnie w domu. I zapowiada się trzeci, może w piątek uda mi się iść do szkoły. Mam wrażenie, że w wieku 21 lat sypię się jak stara baba... Tu serce boli, tu nerwy puszczają, tu nerki bolą, tu w głowie tyle myśli, że nic, tylko się powiesić >.<

Byłam u lekarki. Ta wizyta to w ogóle jakaś kpina połączona z patologią.. Zadzwoniłam do niej, odebrała "doktorka", która jak się po chwili okazało, była jej sekretarką. Tłumaczę sytuację, mówię, że chcę się umówić jak najszybciej, żeby chociaż z p. doktor pogadać, żeby mi jakieś leki zapisała, cokolwiek, bo się zamęczę w tym domu. Kazała przyjść na następny dzień.
Godzina 10, ja czekam w poczekalni, olewana z góry na dół mimo, że innych pacjentów nie było. Doktorka w najlepsze biegała na trasie biuro - gabinet z filiżanką kawy. W końcu, kiedy wstałam już, żeby wyjść, łaskawie zaprosiła mnie do środka.
dr - pyta o nazwisko.
ja - Rutkowska.
dr - nie ma cię na liście.
ja - dzwoniłam wczoraj, chciałam porozmawiać - i tu mój wywód na temat tego, co jest nie tak, itd.
dr - ok, to jak mam Ci pomóc rozmową? - ze swoim chamskim uśmieszkiem

Po chwili rozmowy z podobnym tonie, wypisała mi leki i receptę na tabletki anty. Idę do apteki, wywalam ponad 200 zł... na inne tabletki, niż biorę zwykle. Dzwonię do doktorki, a ona, że trzeba było zwrócić uwagę na to, co pisała na receptach, kiedy byłam w gabinecie. Mówię do niej, że przecież ma moją kartę pacjenta i wie, co mi co pół roku wypisuje. Rzuciła mi słuchawkę.
Tak to wygląda, co pół roku zostawiam jej 120 zł, kiedy płacę, zawsze jest miła, ale kiedy ktoś męczy się w domu na tyle, że nie jest w stanie chodzić, zlewają Cię z góry na dół i jeszcze później problem z niespodziewaną zmianą leków. To była moja ostatnia wizyta u niej.

Teraz może trochę przyjemniej... Moje szczurki to najukochańsze, a zarazem najbardziej pozytywnie rąbnięte zwierzaki, jakie znam. Zrobiły się podejrzanie miłe i miziaste. Pchają się jedna przez drugą na kolana. Ale rozgryzłam je ;) Podsłyszały remont klatki i teraz są kochane "na wszelki wypadek, żeby się nie rozmyśliła". I co wieczór: "Popatrz, jakie jesteśmy grzeczne. No, to gdzie te nowe bajery do hotelu?" ;)
Zrobiliśmy ostatnio z tż grilla. Szczury jak zawsze, wypuszczone w kuchni, każdy poinstruowany, żeby zamykać za sobą wszystkie drzwi. No i pech chciał, któryś pajac wychodząc nie domknął ich. Wpadam do kuchni - podejrzana cisza. Zaglądam do klatki - pusto. Zaglądam do szafki - pusto. Pokój obok, szafy, drugi pokój, wszędzie pusto. Wydarłam się na wszystkich, koniec imprezy, szukamy urwisów. Musicie sobie spróbować wyobrazić bandę 8-miu osób, cmokających, gwiżdżących, stukających, i każdy z laską kiełbasy w ręku ;D No komedia... A szczurów nie ma. Siadam na środku kuchni, płaczę, krzyczę się na każdego z osobna, wszyscy smutni, zaległa cisza... A nagle, do kuchni wbijają dwa szczury, z papierem toaletowym w pyszczkach, a za nimi sięgnie się i rozwija cała rolka. Zatrzymały się w wejściu, popatrzyły na nas... I strzała z tym papierem za klatkę! Kamień spadł mi z serca.
Zostawiliśmy je w spokoju, wyszliśmy na zewnątrz. Kiedy wszyscy rozeszli się do domów, wchodzę do kuchni, a ta nie do poznania. Srajtaśma wszędzie - na klatce, na kwiatkach, na całej podłodze, na kredensie... A szczury szczęśliwe przybiegają do mnie z minami "patrz! patrz, jak ślicznie!". Małe diabełki ;D Wiem, jestem nieodpowiedzialną, głupią krową.

Juna urosła, odkąd przyjechała do nas od Rajuny. Jest małym kochanym urwisem, wszyscy ją od razu pokochali. Ma niesamowity wpływ na każdego, złamała nawet bojaźliwość Mikami, która nigdy do nikogo obcego nie podchodziła na odległość mniejszą, niż 5m. Bardzo rzadko, ale jednak kicha. Sypię im do miseczki z wodą vibowit, ale nie pomaga. Pojechałam z nią do weta, powiedział, że szczur to okaz zdrowia, nic nie rzęzi, nie piszczy w płuckach. Serduszko zdrowe. Zasugerował, że taki widocznie jej urok. Być może, ale wolę dmuchać na zimne. Nauczył mnie, jak najlepiej osłuchiwać szczura, kupiłam już stetoskop. I cieszę się nim jak dziecko lalką ;D Biegam od psa do szczurów, od gara z zupą do gitary i nasłuchuję ;D Wymacałam już wszystkich w domu i chciałam poszerzyć horyzonty, ale tż mi dosadnie wytłumaczył, że jeżeli będę macać ludzi na ulicy, zamkną mnie w psychiatryku :P

I tak się u nas powoli życie toczy, panny śpią, ja sprzątam każdy paproszek, który znajdę, bo chałupa po 2-ch tygodniach błyszczy. A w międzyczasie, rozglądam się za agutkowym kastracikiem >:D
Sol_Leil
Posty: 86
Rejestracja: śr lut 15, 2012 9:23 pm

Re: Nasza rodzinka :)

Post autor: Sol_Leil »

Ile czasu minęło... :)

Tak tylko kilka słów chcę napisać.

U nas w porządku, pannice zdrowe, choć naburmuszone, bo rzadziej wypuszczane teraz na wybiegi - przyszła teściowa pojechała do pacy (pilnuje ośrodka wakacyjnego), dlatego pies śpi z nami. A że psina stara, kilka razy w nocy musi wychodzić na zewnątrz, nie będę przecież szczurów wypuszczać i ryzykować. Odpłacam im za to smakołykami, sałatkami owocowo-warzywnymi, na których widok mojemu ten-żonowi mina rzednie i ślinka cieknie ;) Problemy z figurą odziedziczyły chyba po mnie, bo im powoli w tyłki idzie... ;D


Niedługo czeka nas wyjazd, rok w Anglii, moje szczury będą międzynarodowe! ;D

Szukanie czarnulka zakończone, musiałam się obejść smakiem pewnego wieczora, kiedy ten-żon wrócił do domu, a wszystko, co tylko dało się strącić - leżało na ziemi. Naczynia muszę ścierać starymi koszulkami, bo tylko tego nie gryzą. Wszystkie inne szmatki, ręczniki i ścierki są pracowicie przerabiane na norki. Pannice mają teraz manię ozdabiania klatki czym popadnie. Zrezygnowałam z kwiatków w kuchni, bo żaden nie mógł przetrwać dłużej, niż jedna noc. Żeby zrobić złośnicom na złość, zapchałam do ziemi sztuczny słonecznik - daję 100 zł temu, komu uda się go wyciągnąć z klatki...

A i jeszcze jedno... Arachnofobia.
Mój ogród jest rajem dla pająków - dużo krzaczków, drzewek, między którymi bardzo chętnie przędą pajęczyny. Raz urządziliśmy z TŻ grilla. Przez nasze zapominalstwo, przynieśliśmy ze sobą do domu pająka, o którym dowiedzieliśmy się następnego dnia:
siedzieliśmy wieczorem przy stole, szczury biegały po kuchni. W pewnym momencie zobaczyłam na podłodze pająka. Chyba w tym samym momencie zobaczyła go Mikami. Byłam pewna, że jest martwy. Zanim zdążyłam wstać i przegonić szczurę (żeby nie daj boże go nie pożarła), pająk się poruszył, na co Mikami odpowiedziała wrzaskiem, jakby ją ze skóry obdzierano i sprintem w stronę klatki. Do końca wybiegu nie chciała się z niej ruszyć, a na następny dzień chodziła powoli na sztywnych łapkach, czujnie obserwując miejsce spotkania z przerażającym jegomościem i patrząc na mnie spod byka, jakbym zrobiła to specjalnie ;)

Boję się trochę tego wyjazdu... Trzymajcie kciuki...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”