Regulamin forum Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu
Sama nie wiem, kto bardziej cierpi- Szaruś czy ja, patrząc na jej cierpienie... Ona zdaje się nie wiedzieć, że ma tak maleńko siły w sobie... Zdaje sobie nie uświadamiać, że tak wolniutko się porusza po klatce. Z uporem próbuje wykonywać te same czynności, co zwykle- przeciągać się opierając się o kratki, wspinać się, targać papierowe ręczniki... ale po prostu nie ma wystarczającej siły, by to zrobić.
Mam nadzieję, że da się coś zrobić, coś zaaplikować, jakoś ją wzmocnić... ale coś mi jednak mówi, że żądam cudu...
Tym trudniej się z tym pogodzić, że nie jest jeszcze wcale bardzo stara... W styczniu albo w lutym styknie jej 2 lata... jeśli się z tym wszystkim upora...
Szarusia z tego co pamiętam jest córką mojej Bini? W takim razie urodziła się się dokładnie 14 lutego 2010...
Życzymy dziewczynce dużo sił, i Tobie Effie też
Dzięki, przydała mi się ta informacja byłam dziś w stanie określić na wizycie dokładny wiek Szareńkiej.
Mój skarb ma ostrą niewydolność nerek i wątroby... Będziemy leczyć. Za dwa tygodnie okaże się z jakim rezultatem. Jeśli to leczenie nic nie da... to podobno już nie ma innego ratunku...
Mała słabiutka... podczołguje się do rogu maluniej klateczki, opiera pysia o kuwetkę i tęskno spogląda do dużej klatki. smutno mi, ale przynajmniej jest jakaś nadzeja.
Dzwoniłam dziś do lecznicy. Okazało się, że brak poprawy oznacza, że nerki nie podjęły jednak pracy. Nie chcę jej dalej uprzykrzać życia codziennymi kroplówkami, więc jeżeli do jutra nie zdarzy się cud- chyba zdecydujemy się z nią pożegnać...
Nie ma z nami już Julusia i Szarusiej, a wczoraj pobiegła też za nimi Ruby, mój kochany, zawsze strachliwy i panikujący białasek z oczkami w odcieniu najpiękniejszej na świecie czerwieni. Także nie dożyła dwóch latek...
Jeszcze trzy... Hasia choruje na nerki, więc nie wiem ile jeszcze jej zostało. Nie podaję jej kroplówek, bonie chcę jej męczyć codziennymi zastrzykami. Postanowiliśmy dbać jak najdłużej o jej formę, ale nieinwazyjnie. A jak się pogorszy - pomożemy jej odejść.
Biała natomiast odeszła tak niespodziewanie. Jeszcze w nocy wszystko było OK. Biegały sobie razem, dokazywały. Rano stwierdziłam, że coś jest nie w porządku, bo nie potrafiła zejść z półeczki. Ale nie zachowywała się, jakby coś ją bolało, albo jak by była słaba. Nawet zjadła swój kawałek herbatniczka. Wzięłam ją na ręce, a ona nie wyrywała się i nie panikowała jak zawsze, tylko jakby się poddała i przez dłuższą chwilę siedziała tak ukryta w moich dłoniach. Ponieważ suczka mojej mamy była na sterylce u dr. Lewandowskiej stwierdziłam, że trzeba ją przy okazji zabrać do zbadania. Ale nie dożyła... Leżała sobie za kuwetką z zamkniętymi oczkami... Mój chłopak ją znalazł, ja byłam w pracy... Mam nadzieję, że nic ją nie bolało. Chciałabym tylko wiedzieć dlaczego...?
Całe moje stado... wszystkie moje dziewczynki... za Tęczowym są już Mostem... Chciałabym je kiedyś jeszcze spotkać i przeprosić za wszystko... za to, że tak niewiele mogłam... powiedzieć im, że kochałam... kocham... i nigdy nie zapomnę...