Dzisiaj odszedł mój ukochany szczurek Wiking. Dużo razem przeszliśmy i nigdy przenigdy go nie zapomnę. Na szczęście długo się nie męczył, jakąś godzinę czy dwie. Bardzo mi smutno, a klatka jest taka pusta...już nikt nie wystawia z niej swojego ciekawskiego noska. Mam nadzieję, że teraz jest mu lepiej gdzieś tam po tamtej stronie.
Wikus, moje Czu Czu, pancia będzie tęsknić.
To może jeszcze korzystając z okazji opowiem coś o moim Duszku Wikingu...
Przeżył dwa lata, mam nadzieję że szczęśliwe. Mała kochana ciapa, lubił się przytulac, lizac mnie po buzi i podgryzac palce od stóp. Koneser wszelkiego rodzaju jogurtów, lubił spać na domku i grasowac po podłodze niczym lasica.
Ostatnio zaczęły się jego problemy zdrowotne. Może ktoś jak to przeczyta pomoże mi zgadnąć, co było przyczyną śmierci mojego Wikinga najkochanszego pod słońcem.
Najpierw na lewym łuku zebrowym pojawił sie u niego guz, który rósł w zastraszającym tempie. Poszłam z malenstwem na operacje, którą zniósł bardzo dzielnie. Niestety jakieś dwa tygodnie po operacji pojawiły się u niego problemy z krążeniem, ale dobra doktorowa ( pani Ola Gaudynek-Charmas lecznica As Łódź) ustawiła mu tak leki, że szczurek był zadowolony i aktywny aż do dziś rano.
Obudził mnie pisk.i szuranie w klatce. Szczurek nie mógł podnieść tylniej części ciała, opadala mu na bok. Gdy wyjelam go z klatki wil sie z bólu i położył sie na plecach, sapiac i popiskujac. Umarł w drodze do weterynarza. A jeszcze o północy bawilam sie z nim i trzymalam na ramieniu. Niejako sie z nim pozegnalam.
Bardzo dziękuję wszystkim za wsparcie. Kto by pomyślał, że odejście takiego małego Duszka spowoduje tak straszny ból. A najgorsze, że jego brat Pirat jest teraz taki samotny.