W związku, z tym, że samiczka - matka miotu D w hodowli Rotta Taivas zmarła po tygodniu odchowywania maluszków, rozpoczęła się walka z czasem. Poszukiwaliśmy karmiącej szczurzycy w całej Polsce.
Ponieważ graniczy z cudem odchowanie 10 tygodniowych sierot, poczułam się współodpowiedzialna za walkę o ich życie. Przejechałam całą okolicę... wykonałam wiele telefonów...
wszędzie słyszałam : znamy kogoś kto ma, bo nam sprzedaje maluchy, ale oni nie powiedzą kto to i nie dadzą kontaktu "bo nie", albo że po prostu samicy nie sprzedadzą, nie użyczą bo sami na nich zarabiają... Boże święty.
Odechciało mi się jeść. W końcu po długiej rozmowie ze łzami w oczach dostałam od jednego z okolicznych zoologów namiar na "hodowcę".
Okazało się, że pierwsza mamka odrzuciła młode. Tempo rosło razem z zagrożeniem. Ale to początek moich problemów.
Próbowałam się do tego człowieka dodzwonić, nic nic nic. Nie odbierał cały dzień ani rano ani w południe ani wieczorem. W końcu napisałam mu sms.
Odpowiedź negatywna " nie oddam samicy która wykarmia". Błagałam w smsach, brak odpowiedzi..
Ludzie!! W końcu w desperacji powiedziałam, że życie tych klusek jest dla mnie naprawdę ważne, na moją własną odpowiedzialność biorę taką samicę z tygodniowymi młodymi i zapłace nawet 100zł tylko żeby się zgodził.
I tu nagle przyszła odpowiedź -że to nie chodzi o pieniądze tylko żeby matka nie zżarła młodych. Tak. Jasne. Na pewno. Ych!
Zgodził się, drugiego dnia wieczorem umówiłam się z nim na odbiór. Nie chciał żebym do niego przyjeżdżała, więc się tylko domyślam w jakich warunkach żyją tam ogonki.
Gdy pytałam czy samica jest spokojna, czy atakuje człowieka, odpowiedział, że go nie atakowała gdy wsadzał do niej rękę, ale ogranicza kontakt z samicami do minimum.
Przyjechałam o wskazanym czasie na wskazane miejsce, z umówioną kwotą 50zł.
Koleś w wielu około 24 lata wysiadł z białej lśniącej toyoty ucieszony od ucha do ucha. Jego koleżanka wyciągnęła pudło. Podsunęli mi je pod nos.
Próbowałam zapytać o cokolwiek, ile szczurów, to się dowiedziałam że 3 młode, że maja lekki meszek. Chciałam sprawdzić jak się mają, zajrzeć do pudła albo zaprosić kolesia do siebie żeby otworzyć pudełko w ciepłym.
Ale on stwierdził, że albo biorę albo on koledze terraryście zawiezie bo nie ma czasu.
I wzięłam.
Sama nie wiedziałam kiedy pudełko wylądowało na bocznym siedzeniu mojego auta. Byłam w totalnym szoku."
Oto historia Nutelki i Tosi m.in. Obie trafiły w zeszłą sobotę pod moje szkrzydła.
Nutela to mama Tosi, lecz wydaje mi się, że to Tosia dominuję nad mamą.
"Tosia szaleje, a Nutka taka wystraszona sobie siedzi w hamaku, wydaje mi się, że Tosia przejawia objawy dominacji nad Nutką. Mama określiła, jak dziś wróciłem z zajęć, to tak: Tosia terroryzuje Nutke. Zabiera jej jedzenie, chodzi po niej. Mówiła ze ta piszczała ze 2 razy, ale mimo wszystko ją czyści. Dzisiaj po raz kolejny wyciągnałem Tosie, a mama wzięła Nutelke pierwszy raz. Wiadomo pobrudziła mamę ale potem dała jej dropsa trochę spróbowała jogurtu naturalnego (za to Tosia wsuwa ile wlezie : ] ) i leżała na mamie spokojnie, trochę się pokręciła."
A oto ich zdjęcia :




Sama Tosia:



Tu już 2 w hamaku :



Nutelka :



Tu znów razem :

@edit
Widzę że nie wchodzą tak jak powinny, więc aby obejrzeć : praawym na ikonkę i otwórz w nowej karcie.