Mój wiecznie mały Muffek... Szczurek wędrowny, od którego zaczęła się cała moja przygoda ze szczurkami. Był taki dzielny. Przeżył całe, 5 szczurkowe stadko. Sądziłam, że będzie tym cholernym farciarzem, tym, o którym będą mówić, że dożył 5, czy 6 lat. Bardzo w to wierzyłam. Miał 2 i pół roku, a wyglądał jak 4-ro miesięczny szczurek. Kochany. Wiecznie gdzieś biegał, próbował wejść. Z czasem zaczął siadać mi na kolanach i zgrzytać ząbkami, gdy drapałam mu karczek. Był tak kochany, tak bardzo wszystko rozumiał, zawsze mnie pocieszał. Jako jedyny nie bał się mojego płaczu, wręcz przeciwnie - właził mi na ramię, opatulał włosami i uspokajał. A teraz mojej kruszynki nie ma. Odszedł w niedzielę. Miał 2 latka i 8 miesięcy.
Pojechałam do Pulsvetu po leki, ponieważ miał od dwóch tygodni niedowład tylnych łapek. Okazało się, że postąpił on bardzo szybko. Nie mogłam patrzeć, jak patrzy z tęsknotą za bieganiem, skakaniem. Cierpiał. Miał powiększony pęcherz, wkrótce miały wysiąść nerki. Nie zdecydowałam się ryzykować z lekiem zwiotczającym mięśnie, Nie wiadomo jak by zadziałał... Po sekcji okazało się, że miał dodatkowo guza wątroby, który prędko dałby o sobie znać.
Przypadek, uratowanie mu życia odmieniło moje. Tęsknie bardzo. Ale myślę, że jest już szczęśliwy, że z powrotem jest z chłopakami. Trzymajcie się skarby, kiedyś się spotkamy
![Obrazek](http://img805.imageshack.us/img805/502/img3851fe.jpg)