Dziś w nocy ok 4:00 rano po operacji odszedł mój kochany Pączuszek Łakomczuszek.
Zaadoptowalam ją z tego forum, zimą zeszłego roku. Pamiętam, jak ją odbierałam w Poznaniu, w gigantycznym mrozie i tak się bałam, że się wyziębi. Imię zawdzięczała swojej masie, od maleńkości taka pulchna dziewczynka. Była alfą w moim stadzie, zawsze lała swoje koleżanki i kradła im jedzenie, jednak jak przychodziło co do czego, to wracała do nich potulnie, aby razem usnąć. Przez swoją wojowniczą naturę już prawie 2 razy straciła życie, ponieważ zarobiła potęznego dziaba (przy łączeniu), który w obu przypadkach przerodził się w krwiaka. Ale dzielnie walczyła i wychodziła z tego...
Trzeciej ciężkiej próby nie przeszła

Nie będę ukrywać, że była moją ulubienicą. Najmłodsza, najsłodsza, najweselsza, najbardziej pro-ludzka, wszystko naj. I odeszła najwcześniej. Zdecydowanie za wcześnie. Miało być przed nami tyle wspaniałych chwil. Czuję się tak parszywie, jak naprawdę dawno się nie czułam, serce mam w kawałkach. Przepraszam królewno, że Cię zawiodłam.
Ostatnie wspólne zdjęcie:

taką chcę Cię zapamiętać, śpij aniołku :*