Trudno wyjść ze wspomnień.. tych jasnych, gdzie utraceni byli zdrowi, gdzie chodziło tylko o słońce, wodę i zieleń..
https://www.youtube.com/watch?v=KYDLYshPZQM
jakże ich barkuje ;(
________________
Uni, na razie ekstrakcji więcej nie będzie (przyznam, że sama nie wiem ile tych zębów ostatecznie w obu sesjach poleciało, muszę dopytać..). Dobre wiadomości to, że Nuś goi się dobrze, je twarde i korzysta z wszystkich innych dobroci gościny, jakimi go raczą, a raczą szczodrze:)
Karlik podobnie, ów w orgii ligninowej - buduje domy, szyje kołderki, swojego Nuśka w krynoliny stroi...
Niestety u obojga zidentyfikowano też w nosach wstrętne bakterie - u Karlika pseudomonas siedzi jak siedział, u Asłana - gronkowiec;( Oboje na marbocylu. U malutkiej ponadto pojawił się guzek na szyi, który jest powiększonym węzłem chłonnym, i oby tylko oznaką zapalenia, a nie niczym innym...
Wyczekuję wieści, że zniknął i że para może wracać do domu
(przy okazji szukamy też transportu W-wa - Poznań, gdyby ktoś słyszał..)
A w domu - miało miejsce doniosłe wydarzenie ! Moirowy potwór został ujarzmiony albo... blisko

Łączenie było konieczne, bo inaczej białe myszki żyłyby pod ciągłym moirenowym ostrzałem, a że są o wiele bardziej ekspansywne niż Karliczek w ich sytuacji, który bawił na tapczanie i nie miał parcia na nowe terytoria – prędzej czy później któraś ucierpiałaby od jagodowej artylerii...
Łączenie oczywiście odbywało się wśród fuków i puchów unoszących się w powietrzu - na wstępie każdego z 7-dniowych posiedzeń

Pomagało wynoszenie poza pokój, gdzie kocie wonie tonowały nieco wrogość wewnątrzgatunkową, ale, że włączały też dość mocne alarmy międzygatunkowe tylko dwa razy z tego korzystałam, woląc wolniej, a bez palpitacji...
Z czasem Alef bardzo zgrabnie potrafiła podejść Moirenę nawet w pełnym napuszeniu, tak, że kiedy atmosfera posiedzenia nieco opadała, zazwyczaj udawało się jej też spocząć przy Moirenowym boku.
Alef dała się poznać jako ta dojrzalsza z myszek, Scherzolowy trzpiot potraktowany przez Moirenę gasł zdezorientowany (a po pół minucie jak już mu wywietrzało z głowy o co poszło, z powrotem przeginał

), Alef nawet kiedy było gorąco nie wpadała w panikę lecz łapkami i wzrokiem podejmowała negocjacje pokojowe.
Do tej pory Alefina wydaje się bardziej dorosła, wyważona, bardziej też jest damą, niż wesołek Scherzol latający na podwójnym doładowaniu...
Przesadzone do klatki - trzy dziewczyny w poszukiwaniu przyjaźni - przez pierwsze dni przypominały kule w maszynie losującej – rozpierzchnięte w pędzie po wszystkich ścianach klatki, w tym po suficie – białymi (już zarośniętymi
http://s889.photobucket.com/user/crroco ... sort=3&o=2
) brzuchami do góry.
Jeśli przypadkiem spotkały się oko w oko z Moireną i następowała konsternacja – na ułamek sekundy po czym oczy przekazywały sobie „koleżanko, ja tylko szukam wyjścia..” i mknęły dalej. (później jeszcze kilka razy, kiedy białasy, Scherzo zwłaszcza, przeliczyły się w swojej względem Moiry bezpośredniości – też korzystały z tej wymówki i wobec gotowej do bitki Moiry przechodziły w niewinną stójkę zadzierając nosek w górę „gdzie ta dziura w suficie, co powinna tu być”

).
Po tygodniu takich ćwiczeń stanęło stanęło na tym, że Moiren mieszka już z myszkami – śpi z nimi, je i cicho jest, ale tylko wtedy kiedy kaltka jest zamknięta... Uwolniony Moir co sił w nogach biegnie do agutów, wyiskać się i wytulić, skorzystać z miseczki, z kuwety... a także ofukać i odciąć od JEJ klatki wszelkich fruwających po zewnętrznej stronie białych intruzów;/ Kiedy przyjdzie na wybieg, zwykle wcześniej wypachniona agutami, ma od razu na karku dwie małe pragnące zbilansować zapachy, a więc jest powód do napompowania wielkiej niebieskiej kuli zagłady i znów włączenia trybu kung-fu...
Ale przynajmniej wiem, że już nic im nie zrobi i na myszki przestają jej manifestacje mieć jakieś realne działanie – pod zmasowanym atakiem stęsknionych białasek - pozostaje Moirze uciekać z piskiem do agutów
Wkładam je na noc do klatki, bo 2 minutach "bilansowania" jest spokojnie.
Zdaję sobie sprawę, że to wyrwanie Moiry ze stada, które ją, wcześniej samotną, przygarnęło i pokochało jak swoją, jest w pewnym sensie okrutne;( Ale po pierwsze - tego stada i tak kiedyś zabraknie, a połączenie starzejącej się Moiry z innymi szczurami byłoby jeszcze trudniejsze niż teraz, a po drugie - do tego czasu ona sama żyłaby w ciągłych nerwach, że po jej włościach kręcą się obcy, których nie może dosięgnąć (jak było przez 2 pierwsze tygodnie), a gdyby ich dosięgnęła – nic dobrego dla obcych (Scherzo jeszcze przed łączeniem zaliczył dziaba w łopatkę)...
Mam nadzieję, że z czasem będzie jej łatwiej dzielić czas i uczucia między stare i nowe stado
Dziś trochę zdjęć z łączenia, a jutro wszystkie dziewczyny:
Błagalnice:
i zmasowany atak na ludzką wrażliwość

w tym -

...
w szeregu zbiórka

aż w końcu :
I kilka Alefinków, bo Scherzo trudno statyczną złapać;)
