Co do mojej Myszki kochanej to meeeega pogorszenie od wczoraj...
Jeszcze wczesnym wieczorkiem w miarę, zjadła coś i w miarę ok była. Ale później tak mi jej żal było. Widać, że coś jej mocno dokucza. Leżała taka biedna na moich kolanach. Trochę jadła i piła jak jej poidełko podsunęłam... Znalazłam jakiś lek p.ból który kiedyś podawałam któremuś ogonkowi... Strasznie było mi na nią patrzeć...

Myślałam, że skoro po operacji było dobrze to jeszcze trochę życia przed nią... Teraz widzę, że może popełniłam błąd i przeze mnie się męczy... Chociaż poddawać się bez walki, jak widać, że ogonek chce żyć - nie mogłam.

Dziś rano przed pracą na chwilkę ją wyciągnęłam by podać gerberka z lekiem, tylko kilka razy pyszczek zamoczyła w jedzonku + mikro kawałek ziemniaka zjadła, wody wypiła i nic więcej. Logika podpowiada, że nie ma co dłużej czekać, Mysza się męczy. Serce nie chce słuchać, ale wie że powinno jej pomóc skrócić cierpienia. Myślę, że dziś po pracy...
