no wiec tak... ;]
mala jest u mnie od wczoraj. Jest przekochana i miziasta, zasypia mi na rekach ;] wczoraj sobie uciela drzemke w trakcie zapoznania na neutralu z dziewczynami

))) a tak poza tym to maly buszmen jest ;] wszedzie jej pelno, jest bardzo odwazna i ciekawska

no i zostalo wybrane imie... TAJFUN ;] chociaz moj powiedzial, ze dla niego to i tak jest Ciapek i koniec

no coz:P oficjalnie Tajfun

)))
Niestety laczenie nie poszlo po mojej mysli... byc moze zbytnio panikuje, nie wiem...moze chcialam zbyt szybko...
no wiec od poczatku...
Najpierw spotkanie na neutralu (łóżko żadnej nieznane). No i byłam zachwycona, zero oznak agresji, wzajemne obwachiwanie, mala biegala za dziewczynami, ujezdzala je nawet;) przechodzila pod nimi, zaczepiala... Dziewczyny nie atakowaly, ale tez wybitnej przyjazni nie okazywaly. Mishka chyba ja troche poiskala nawet, Aya troche neutralnie ja traktowala. Po ok. 25 min. zdecydowalam sie wrzucic je do wspolnej klatki... Aya zachowywala sie ok, tylko wachala mala, nic jej nie robila... niestety Mishka po ok. 15 sekundach zaatakowala... Mala przerazliwie piszczala, oddzielilam (bo nie wiedzialam, czy to dziab byl czy co). Obejrzalam, byla cala, no to sprobowalam raz jeszcze... to samo.. znowu przerazliwy pisk, wiec znowu wyjelam.. mala miala w kilku miejscach mokre futerko.. myslalam, ze krew, ale nie.. tylko slina Mishki... dalam Mishke z mala na neutral - wszystko bylo ok. Wiec sprobowalam na wspolny wybieg.. tu niestety mishka tez zaatakowala. Wiec stwierdzilam, ze nie ma sensu (pewnie blad, ze tak zrobilam) ale mala piszczy tak przerazliwie, ze chyba peklo by mi serce, jakbym ja zostawila i poczekala na rozwoj wydarzen... nie wiem co to bedzie dzisiaj na laczeniu

wstawilam mala do osobnej klatki... po 2h sprobowalam znowu... najpierw neutral, potem na wybieg. Aya kompletnie nic jej nie robi, jak weszla mishka to mala wzielam na kolana. Mishka podeszla zaczela nerwowo ja wachac i jakby lapac (nie widzialam dobrze z gory) wiec podnioslam mishke do gory a ona zebami ja za siersc trzymala, wiec praktycznie podnioslam obie... Mala wtedy jednak nie piszczala, Mishka ja puscila. Ale stwierdzilam, ze moze znowu bedzie chciala jej cos zrobic, wiec juz na ten dzien kompletnie dalam spokoj. Matko, ile to mnie stresu kosztowalo

nie wiem, co ja dzisiaj zrobie... chyba zamkne mojego narzeczonego z ogonami w pokoju, niech on sie tym zajmie, bo ja predzej na zawal zejde niz je polacze... a ten moj maluch to jest taki mikrus... Ale za to jaki ma apetyt
Zdecydowalam sie tez na przemeblowanie klatki. Wyjelam jedyne pozostale w klatce pieterko, pokryte pleksi, bo niestety cuchnelo nieziemsko. Jak rozebralismy z moim to byl taki odor od tej pleksi - nie polecam nikomu! Podcieklo od spodu przy otworze, tak, ze nie bylo tego widac i dawalo czadu... wiec nie ma juz zadnego pieterka, same hamaczki, koszyki, sputnik, drabinka i poleczka-tarasik. Jest przestrzenniej i nie smierdzi

dziewuchy nowe przemeblowanie opanowaly doslownie w minute... chyba sie podoba
no to najpierw zdjecia Tajfuna
a teraz zdjęcia przemeblowanej klatki:
a to na razie klatka Tajfuna...
i Tajfun na koniec
