w ostatni czwartek nie chciala zjesc swojej porcji sterydow... w piatek, czego mozna sie bylo spodziewac, poczula sie znacznie gorzej... tak, moglam dac jej dexafort w zastrzyku - ale po co? nic juz nie moglo jej uratowac, to tylko przedluzyloby jej cierpienie... a po jej oczach bylo widac, ze cierpi... miala juz dosyc walki...
zadzwonilam po pania weterynarz... przyjechala do nas tuz po 17... katja, jeszcze zanim siegnelam po telefon, sama podeszla do drzwiczek klatki, weszla na moje rece i wspiela sie na kark... zostala zdjeta tylko na krotka chwile, zeby podac zastrzyk... potem znow ulozyla sie wtulona w moja szyje i po prostu usnela...
byla cudownym, lagodnym i takim kochanym malenstwem... przewlekla choroba znacznie utrudniala jej oddychanie, jednak katinka byla bardzo dzielna i do konca walczyla ze slaboscia wlasnego cialka... przywiazalam sie do niej mocno przez pol roku, ktore dane nam bylo przezyc razem... od dawna mialam swiadomosc, ze chwila, gdy trzeba bedzie pomoc jej przekroczyc jej teczowy most jest coraz blizsza, jednak to nie zlagodzilo wcale bolu po jej odejsciu... pocieszam sie jedynie, ze w ostatnich chwilach swojego zycia byla w swoim pokoju, tuz kolo swojej klatki i swoich szczurzych towarzyszek, na moim ramieniu - gdzie czula sie spokojna i bezpieczna... dobra smierc, tylko czemu nie przyszla pozniej? katinka miala tylko rok i 7 miesiecy...
![Obrazek](http://img440.imageshack.us/img440/6109/katinkaostatnie3nt.jpg)
spij slodko, moj najdrozszy, malenki aniolku...