Długo o tym nie pisałam, ale musiałam poukładać sobie wszystko w sercu i głowie, nie mogłam o tym pisać... 02.03.2009, w poniedziałek ok. godz 14, pomogliśmy Kivie przejść na drugą stronę. Walczyła dzielnie prawie półtora miesiąca, walczyłaby pewnie czas jakiś jeszcze, ale tak naprawdę była na przegranej pozycji. Wszystko zaczęło się niewinnie, infekcja ucha wydawała się niegroźna. Ale to właśnie ona spowodowała, że kondycja Kivy w przeciągu tych kilku tygodni spadła tak bardzo, że nie było już szans na wyleczenie. Operację wycinania guza 25.01. szczura przeszła bezproblemowo, jej organizm był wtedy jeszcze bardzo silny. A potem było coraz gorzej i gorzej. Leki nie dawały rady infekcji, w uchu zrobił się ropień. To, co Kiva przeszła przez cały luty, jest po prostu nie do opisania. Codzienne wizyty w lecznicy, nacinania, czyszczenia, zastrzyki. Gehenna. Robiliśmy co najmniej dwa podejścia, by ją w tym czasie uśpić, jednak za każdym razem wydawało się, że jest lepiej, więc łudziliśmy się, że Kiva da radę, że z tego wyjdzie. Ale tak naprawdę niepotrzebnie przedłużaliśmy to wszystko, niepotrzebnie naraziliśmy ją na ból i stres związany z zabiegami. Wydawało się, że ucho wygląda coraz lepiej, przynajmniej na zewnątrz, natomiast Kiva wyglądała coraz gorzej. Doszły problemy z chodzeniem (tylne łapki odmawiały posłuszeństwa), z sercem. W końcu przełom lutego i marca przyniósł jeszcze trudności z oddychaniem i jedzeniem. Wtedy już nie mieliśmy wątpliwości, że musimy to zrobić. I zrobiliśmy. Kiva walczyła do końca, długo nie poddawała się narkozie, w końcu jednak zasnęła wtulona w moje dłonie. Zastrzyku w serce już nie widziałam, lekarka zabrała ją ode mnie. Rozcięła to nieszczęsne ucho, okazało się, że całe ucho środkowe było zaatakowane, a część żuchwy zlizowana. Kiva więc nie miała już szans, to była tylko kwestia czasu.
Kivusia – nasz kiwający się wiecznie mięśniaczek o wielkiej sile i małym rozumku. Bardzo długi czas alfa w stadzie, alfa konserwatywna, nie lubiąca zmian, rządząca siłą. Nie lubiła, gdy pojawiały się nowe szczury, nie lubiła, gdy odchodziły stare. Dobrze było, kiedy wszystko w jej życiu było poukładane, wszystko na swoim miejscu – jej rzeczy i jej stado. Stresy odreagowywała w samotni – małym, plastikowym domku, który pokochała jeszcze w dzieciństwie i do którego żaden inny szczur nie miał wstępu. Na co dzień samotnia stała pusta, ale gdy coś stało się dla Kivy niedobrego, zwijała się w kłębuszek i tam chowała. Potrafiła tak przesiedzieć kilka godzin. Z samotnią w transporterze jeździliśmy do lecznicy, samotnia przeprowadziła się razem z Kivą do izolatki, w samotni ją pochowaliśmy. To był jej prawdziwy azyl, do końca.
Gdy była mała (jedno zdjęcie w samotni, jeszcze wtedy mieściła się w niej bez problemu):
I późniejsze:
Kiva przeżyła
2 lata, 6 miesięcy i 12 dni. Biega w końcu ze swoim stadem, już nie tęskni, nie przeżywa rozstania, co miało miejsce, gdy mieszkała w izolatce. Biega ze swoją siostrzyczką Bubą, z psiapsiółkami Melą, Blusią, Bonisią, Jagienką i Vanisią. Ustawia je trochę po kątach, ale nie za bardzo, pilnuje, by miały wszystko, jak należy. Znowu jest silna, ważna, znowu jest alfą.
Cześć kochańcu.
TM:GuciaFelaMelaJagaVaniBubaBlusiaBonitaKivaTolaTanitaKolaEstelkaKlarysaElwirkaEdgarRolfikJadziaEnyaKlemensJulaGeminia PelaGotikaFelisiaKarinaIrenkaInkaPolaPetraZiarkoSeloniaZuba;
Są:(AylaYlesia)Merch.Pole+KorinaStefekPajaMilkaTeaAshnaNitaDelaNaviKtosio