Jak każdego poranka (rytuał zaczyna się gdy otwieram oczy) wkładam rękę do klatki, wyciągam moje maluchy i każdego po kolei pieszczę, miziam itp. itd. Apollo zawsze pierwszy ląduje na rękach i zawsze robimy noski-noski (eskimoski) takie trochę głupie, ale to z miłości... Dzisiaj zrobiłam to samo, ale z zupełnie innym efektem... To było tak, wzięłam go na ręce, głaskałam, on zamknął oczka, delikatnie zgrzytał ząbkami, postanowiłam zrobić n-n i... ugryzł mnie aż do krwi... odczepiłam go od nosa i delikatnie włożyłam do klatki. Szczerze? Rozpłakałam się


Co o tym sądzicie? Może powinnam go zawieźć do weta na kastrację? Oddać go nie oddam, bo za bardzo go kocham ;( No nie wiem co mam robić ;(((