Pierwsze dni z życia towarzyskiego relacjonowała mi Aś - to Ona podarowała mu jego pierwszą i ostatnią w życiu kąpiel, to Ona mówiła mi jak się zachowuje, przesyłałą zdjęcia... wtedy też powstało imię. Dziewczyny, dzięki którym Stinkuś do nas trafił - nadały śmierdziuszkowi imię na cześć jego zapaszku, jeszcze długo długo w pokoju czuć było kiedy Stinky się załatwiał
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
Nie miał łatwego życia, ktoś musiał go w tym laboratorium bardzo skrzywdzić, Stinky miał prawdopodobnie postępującą chorobę psychiczną na tle nerwowym. Nie wiem, swego czasu próbowałam dociekać ale chyba nigdy się nie dowiem i chyba też już nie chciałabym wiedzieć, co maleństwiu takiego strasznego zrobiono, że mimo wielu prób - po prostu nie chciał dać się oswoić.
Zwierzak jak nie chciał z człowiekiem - tak i z innymi szczurami też żyć w zgodzie nie chiał. Ś.P. bezpłodną Kasię zamęczył tak, że trzeba było bidulkę przenieść do innej klatki, po pewnym czasie ugryzł George-a w pachwinę a Bubu tak mi sterroryzował, że ten też zaczął gryźć, ostatecznie o Samotności Stinkiego zadecydował fakt, że oswojony i zawsze ufny Bąbel zaczął robić pod siebie gdy tylko próbowałam wyjąć Go z klatki.
Tak mijało życie Stinky-ego, całe życie sam, sam w klatce.
Stinky był bardzo ale to bardzo inteligentnym szczurem, już po kilku dniach załapał, że:
1. Zapach jedzenia = zejście na najniższe piętro
2. Zejście na najniższe piętro = jedzonko na najwyższym piętrze
3. Zatrzaśnięcie drzwiczek klatki = można ruszyć z powrotem na górę po świeże jedzonko
Zwierzak tylko 2 razy był'poza klatką. Raz, gdy odważył się z niej wyjść sam - biegał po łóżku kilka minut i sam wrócił do klatki - więcej wychodzić nie chciał, nie wiem czemu. Drugi raz, gdy sam sobie otworzył klatkę i pobiegał trochę dookoła niej, potem wrócił, wszedł na najwyższe piętro i się nie ruszał.
Wiedzieliśmy, że jego pochodzenie może wiele mówić, szczur miał małe szanse na długowieczność, co tu ukrywać, najbardziej bolało jednak to, że w razie jakiejkolwiek choroby - nie było go jak leczyć.
W ostatnich dniach dostawał już same papki, nie miał siły gryźć ale miał ogromną wolę życia. Jadł przygotowane przeze mnie warzywno-mięsne papki i gerbery, nie radził sobie z przełykaniem nie rozmiażdżonego jedzenia. Ostatnie dni spędził też na samym dole, na stojąco, opierając się o domek - tak też przysypiał - bo o spaniu nie można mówić. Ja sypiałam razem z nim i budziła się gdy On się przebudzał albo On się przebudzał jak ja się budziłam.
30.09 nie mogłam już patrzeć na to wszystko, On miał wyraźnie dość, spadał z domku, sprawiał wrażenie, jakby było mu obojętne, że po drodze zsuwania się zaczepiał ząbkami o kraty, potrafił tak trwać. Bolało go coś a ja nie umiałam mu pomóc. Podałam mu rozkruszoną tabletkę psychotropową. Tabletki te brała moja babcia na silne bóle występujące przy raku jelit, żołądka i trzustki. Nie znam nazwy, wiem tylko tyle, że 1/4 potrafi uśpić człowieka na całe 2 dni. Stinky dostał 1 i 1/4 dawki. Po pół godzinie leżał spokojnie, oddychał normalniej, oczy miał oddalone ale wolne od bólu. Po godzinie od podania leku przestraszyłam się, że Stinky będzie tak leżał dniami aż odejdzie z głodu, nie dałam rady. U lekarza dostał 3 cm szcześcienne (potrójną dawkę) narkozy. Zasnął natychmiast.
Leży sobie teraz spokojnie przy korzeniach Orzecha Włoskiego pod czujnym okiem psa...