Więc mam bardzo małą znajdę, 7-8 tygodniową samiczkę, która szuka domu. Niestety nie mogę jej zatrzymać, jestem za mało doświadczony, aby ją oswajać, do tego sam mam dwa (tchórzliwe) samce, łączenie ich byłoby katastrofą.
Żeby wszystko wyjaśnić, zacznę od początku.
Wszedłem w jej posiadanie poprzez Szczurze Adopcje na facebooku, oto jej ogłoszenie:
"Wczoraj znalazłam szczura, siedział kilka godzin na mojej klatce schodowej. Istnieje możliwość, że to dziki szczur. Jest młody, jeszcze mały, strasznie piszczał ale sam wszedł do pudełka. Był bardzo głodny więc ewidentnie nie daje sobie rady na wolności, myślę, że nawet jeśli to szczur wędrowny to i tak ktoś mógłby się nim zaopiekować, ja muszę się go w innym wypadku pozbyć ponieważ mam kota i od wczoraj spory problem."
Po przeczytaniu ogłoszenia postanowiłem przejąć szczurka, gdyż nikt raczej nie chciał pomóc, tylko dyskutowali w komentarzach.
Jak dojechałem dowiedziałem się jeszcze, że:
- oprócz mnie zgłosili się po tego małego oseska tylko kolesie od węży, zapasowym planem było oddanie szczurka do Kakadu;
- szczurek został znaleziony na 2 piętrze;
- w budynku przeprowadzono deratyzację (ogłoszenie na klatce).
Myślę, że w czasie/po deratyzacji dzikie stado się rozpierzchło, młode uciekło po schodach i się w końcu zgubiło. Siedząc i piszcząc wzywała stado, ale już bezskutecznie. Raczej by nie przeżyła na tej klatce.
Po przejęciu jej (była dość mocno przerażona) pojechałem z nią od razu do weterynarza... Weterynarz był konieczny, żeby stwierdzić, czy nie jest chora, czy nie zjadła trutki etc. Jednak teraz myślę, że to nie był dobry pomysł (mogłem wziąć wizytę domową)- ze względu na swoją specyfikę (zapachy) gabinet weta jest dość traumatyczny. Po otworzeniu transportera i włożeniu ręki szczurka zmieniła się w futrzany pocisk. Złapanie jej zajęło kilkanaście minut, w którym dostała ataku szału (prychanie, pisk i na koniec... atak, typowy atak dzikusa, syczenie i skoki).
Do długiej batalii udało się ją obejrzeć i zbadać, wiem, że:
- to samiczka;
- 7-8 tygodni;
- bardzo zdrowa;
- nie ma żadnego owrzodzenia skóry;
- czysty nos i ryjek (generalnie wygląda na czystą);
- jak na swoją wielkość bardzo silna (jest wielkości kciuka, a skacze na prawie metr);
- z pewnością nie zjadła trutki;
- nie udało się jej osłuchać, ale fakt, że nie zeszła na zawał przy tej ilości wrażeń i tak długotrwałym stresie moim zdaniem wskazuje, że ma mocne serce.
Do tego z moich obserwacji wynika, że ma świetny wzrok... Tzn. mogę być nieobiektywny, bo moje grubasy mają czerwone oczy, jednak ona mnie obserwuje z kilku metrów. Skanuje bez problemu 20mkw pokoju.
Już jest spokojna, mimo, że przeniesienie do klatki było horrorem (zakończyło się kolejnym atakiem, a moje grubasy usłyszawszy jej piszczenie siedzą wystraszone od godziny w domku). Zaczęła po godzinie tolerować moją obecność, obchodzi spokojnie klatkę, je, pije. Chociaż jest jeszcze minimalnie nerwowa.
Wiem, że dzikiego szczura nie da się całkowicie oswoić. Jednak jest bardzo młoda, szybko łapie nowe rzeczy i przyzwyczaja się do ludzi. Do tego jest bardzo zdrowa i silna, więc jeśli ktoś hoduje szczury to może być ona gratką, jako domieszka mocnej krwi. Do tego wszyscy chyba jesteśmy zgodni, że nie można jej oddać hodowcom węży, czy sieciówce zoologicznej!
Mimo, że bym chciał, to jak pisałem ja jej nie mogę zachować, moim zdaniem mam za małe doświadczenie w oswajaniu, do tego mam samce, więc włącznie jej do "stada" odpada. Dodatkowo ona potrzebuje towarzystwa innych szczurów i to w miarę szybko, to w końcu dziecko.
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Jeśli jest ktoś, kto może się nią zająć i zrobi to profesjonalnie, to postaram się załatwić transport poza Wawę- dogadam się najwyżej z kimś z Blablacar.pl. :>
Załączam jej zdjęcie:
![Obrazek](http://img14.imageshack.us/img14/2876/jr6g.jpg)