Jest mi nadal bardzo przykro i słow mi brak.
Muszę to napisać, nie mogę tego trzymać w sobie...
Ziutek był szczurkiem mojej Przyjaciółki. Dostało go ode mnie. Po stracie dwóch samiczek Kamila była smutna i postanowiłam sprawić jej radość.
Dlatego też nie chciałam kupować szczura w sklepie. Wolałam z domowej hodowli, z forum. Chciałam mieć pewność, że będzie super oswojony i kochany.
Wzięłam szczurka, ale...
Już pierwszego dnia zauważyłam, że jest dzikawy. Sztywniał gdy go się dotykało, uciekał...
Miałam nadzieję, że mu to z wiekiem przejdzie.
Kamila starała się go oswoić, ale sytuacja stawała się z każdym dniem coraz trudniejsza. Szczur dziczał coraz bardziej i stał się agresywny ze strachu.
Pamietnego piątkowego wieczora Ziutek zjadł nową bluzkę mojej przyjaciółce. Ta chciała odsunąć klatkę od krzesła i ziutek dotkliwie ją pogryzł.
Kamila wściekła krzyknęła, że juz go nie chce, nie potrzebuje, że on jest beznadziejny i że najchetniej to by go uspiła!
Zadzwoniła do mnie i kazała jaknajszybciej zabierać tego agresora. Poprzeklinała sobie i jej emocja opadły. Uspokoiła sie i wszystko zdawało się być po staremu....
Niestety pijany ojciec usłyszał wszystko i gdy Kamcia wyszła z domu, on beztialsko zabił biednego Ziutka....
Ta sytuacja strasznie mną wstrząsneła....
Czuję się winna tej śmierci... Mogłam od razu przyjechać i go zabrac (tylko co ja bym z nim zrobiła?)...
Mogłam w ogóle go nie brać... To moja wina...
To ja podarowałam przyjaciólce Ziutka, to ja....
A teraz on nie zyje....
Nie wspomnę już jak bardzo się zawiadłam na domowych hodowlach szczurków i odrzuca mnie myśl, że mogłabym się kiedyś znów w coś takiego wpakować....