Odeszła ze starości... Chyba miała około 3 lata, moze wiecej. Była już siwa i zasypiała z jedzeniem w pyszczku. Straciła wzrok i stale musiała być dogrzewana, z trudem oddychała po zaleczonej mykoplazmie...
No i już... koniec...
Mam nadzieję, że po drugiej stronie tęczy jest ciepło a zaopatrzenie w smakołyki na zawołanie.
Bo Tasha była duzą samiczka i uwielbiała jeść. Najbardziej kluseczki z zupy, takie domowej roboty, a potem to chyba gerberki i jogurty...
No i lubiła mnie. Sama przychodziła na przytulanie i drapanie w dołek między łopatkami...
Za krótkie to życie...
