Hej
Wczoraj wróciłam do domu od weta. Dawałam małym lekarstwo. Policzyłam je w klatce i okazało sie, ze jednego nie ma. Chciałam go poszukać wśród szmatek, więc zdjełam górę klatki. Nie znalazłam malucha i chciałam położyć klatke na kuwetę. Odganiałam maluchy bo chciały strasznie wyjść. Delikatnie kładłam klatke i nagle zobaczyłam, z ejeden szczurek wygląda z kuwetki. Nawet nie podejrzewałam, że położyłam na nim klatkę, tylko lekko przycisnęłam. Niestety okazało sie, ż etrafiłam w sam kark i nawet taki ciężar był dla niego za duży. Gdy podniosłam klatkę, maluszek zaczął rzucać się jak ryba wyjęta z wody i zgasł. I wtedy spod sterty materiału wyszedł szczurek, którego szukałam. Był cały czas w klatce! Gdyby wyszedł wcześniej...
Myślałam, że umre z rozpaczy. Ryczałam jak głupia. Zabiłam maluszka... Mam takie straszne wyrzuty sumienia. Tym bardziej, że mała była zdrowa i miała sznasę na dobry dom i dobre szczurze życie. To była moja ulubiona szczurzyczka. Zawsze pełna energii i wśibska. Pierwsza pchała sie na ręce i zawsze była pierwszą, która wpadała mi w oko. Niestety jej ciekawskość doprowadziła do tego... i moja nieodpowiedzialność. W końcu to ja jestem odpowiedzialna za ich bezpieczeństwo.
Nigdy sie ztym nie pogodzę.
Zjawa... tak strasznie mi przykro... Nawet nie wiem co mam zrobić zeby ci to zrekompensować. Do końca życia sobie tego nie wybaczę...
