Tydzień temu wykryłam u niego malutkiego guzka z prawej strony tułowia, na żebrach. Guzek był stosunkowo mały, owalny, jakieś pół centymetra średnicy. Dzisiaj miałam zabrać Docka do weterynarza, aby zbadał guz i wyznaczył termin operacji na dni najbliższe. Obudziłam się o 10, wstałam, poczłapałam do Szczurzego Pokoju powiedzieć wszystkim dzieńdobry i stanęłam jak wryta. Docent leżał już sztywny. Nie wiem co się stało, wczoraj wieczorem wszystko było w jak najlepszym porządku. Żadnych niepokojących oznak. Próbowałam dociec przyczyny tak nagłego zejścia Docka. Jedyne, co mi przyszło do głowy to to, że widoczny guzek był tylko przerzutem, być może Docka zżerało coś od środka. Myślałam też, że mógł się czymś udławić. Nie mam pojęcia, to był dla mnie szok ;(
Docek był szczurkiem adoptowanym. Przypuszczalny wiek w dniu adopcji - 8 miesięcy. U mnie był od czerwca 2004. Odszedł więc w wieku ok 2 lat i 2 miesięcy, dzisiaj, czyli 03.10.05 r.
Był dominatorem i nerwusem, szczególnie w kwestiach naruszania granic jego terytorium przez tłuste ludzkie łapki. Potrafił być kochany, jeżeli nie próbowało się ukrócić mu wolności. Dawał się głaskać po karczku. Najbardziej lubił hasanie do upadłego po pokoju, w szczególności wokół klatki dziewuszek. Taki był sam sobie, ale brakuje mi go
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Bej-bi
Bej-bi walczyła z chorobą już dłuższy czas. W zeszłym tygodniu, po dłuższej kuracji enroxilem, wróciła do zdrowia do tego stopnia, że aż dziwiłam się jej nadaktywności. W weekend coś spowrotem rzuciło ją na łopatki, szczegółów zaoszczędzę
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Postanowiłam skrócić jej cierpienia. Była tak słabiutka, że serduszko stanęło jej w ciągu kilku sekund. Miała rok i dziewięć miesięcy, była moją kluseczką, brak mi słów
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Bej-bi i Docek już nie cierpią. Śpią tuż obok siebie, nieopodal Bronxa, który odszedł w sierpniu.