Pan Szczur miał od 3 tygodni zapalenie płuc, faszerowałam go antybiotykami w płynie, kiedy już nie chciał nic jeść dostawał zastrzyk, i myślałam, że jest lepiej ... Przez całą niedzielę wtryniał wszystko co mu podawałam - jogurt, żółty ser, płatki owsiane; wylegiwał się z Panią Szczurową na nowym urodzinowym hamaczku ... Wreszcie zaczął walczyć, chodził po pokoju, godzinami leżał mi na kolanach. Wczoraj późnym wieczorem przyniosłam do domu Otisa, dzisiaj miałam zacząć oficjalne łączenie gromadki, nie chciałam denerwować Pana Szczura hałasem czynionym przez La Manchę i nowego ciura ... a on w nocy tak po prostu umarł. Znalazłam jego ciałko o 6:30, w połowie zakopane trocinami ... wyglądało tak, jakby spadł z półeczki albo z domku i już się nie podniósł, no i miał otwarty pyszczek - po prostu się udusił
![:cry:](https://cdn.jsdelivr.net/gh/s9e/emoji-assets-twemoji@11.2/dist/svgz/1f622.svgz)
A teraz jest mi cholernie żal Dulcynei, śpi w hamaczku sama, w ogóle nie interesuje się nowym domownikiem. Była z Don Kichotem od samego początku ...